sobota, 24 października 2015

Rozdział 31 "Dwóch Sivów"

Następnego dnia znalazłam pracę. Przeglądając internet natknęłam się na etat w salonie kosmetycznym. Wynagrodzenie £3000. Nieźle. Po rozmowie kwalifikacyjnej dostałam tą pracę. Byłam taka szczęśliwa, w końcu mogłam zarabiać sama na siebie. Nie mogłam się doczekać żeby powiedzieć o tym Nathanowi. Gdy tylko wyszłam od razu do niego zadzwoniłam.
-Hej piękna.- przywitał się
-Komuś humor dopisuje?
-Ha, co tam?
-Nie zgadniesz.
-Co?
-Nie uwierzysz.
-No co?
-Dostałam pracę!
-Serio? Gdzie? Nic mi nie mówiłaś.
-Wiem. Dzisiaj rano zobaczyłam ofertę w Internecie, zadzwoniłam i jestem stażystką w najlepszym salonie kosmetycznym.
-Serio? Cieszę się. Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
-Sorry ale umówiłam się z Maxem.
-Z Maxem?- podejrzliwy ton
-Tak, na zakupy. Chce coś tam kupić sobie na nowy rok.
-Aha... A właśnie! Co wtedy robisz?
-Nie mam planów.
-To wspaniale. Będę po ciebie o 20:00.
- Hah, a gdzie mnie zabierzesz?
-Impreza, ty, ja,i banda.
-Hahaha, okey.
-Ale pamiętasz co masz ubrać?-spytał
-Hm?
-A masz taką śliczną sukienkę, czerwoną...
-Aaaa... Okey. Do zobaczenia.
-Pa.
Uśmiechnęłam się do telefonu i zaszłam jeszcze do Starbucksa po moje ulubione Mocha Frappucino. Wróciłam do domu i razem z Kelsey zaczęłam przygotowywać obiad.
-O której umówiłyście się z chłopakami?-spytałam
-O 20:00 a ty?
-Też, Nathan po mnie będzie.- na samą myśl o Nathanie uśmiechnęłąm się.
-Co ubieracie?-spytała Nareesha nawijając makaron na widelec.
-Ja tą moją nową sukienkę od Nath'a.
-A ja czarną.- powiedziała blondynka
-Ja myślałam raczej nad spodniami. A co z make-upem?
-Nie wiem, może coś mocniejszego?
-Okey, a włosy?
-Rozpuszczone.
-Ok.
Po zjedzeniu obiadu obejrzałyśmy jakiś tam babski program i uznałyśmy,że już czas na szykowanie się, bo była już 17:00.
Kelsey  była już ubrana w to:

 
A Nareesha w to:

Ja zostałam przy mojej sukience od Nathana,ale dodałam do niej ten płaszczyk, bo było dosyć zimno.


Punktualnie o 20:00 pojawił się Sykes, Kaneswaran i Parker.
-Wow, świetnie wyglądasz.- pocałował mnie Nath
-Dziękuję, ty też.
Wsiedliśmy do samochodu i podążaliśmy do domu The Wanted. Gdy już tam dotarliśmy usłyszeliśmy hałas dochodzący z wnętrza domu.
-Ile ludzi wy tutaj zaprosiliscie?-spytałam
-Niewiele, tylko znajomych.
-Tsa... Niewiele.- mruknęła Nareesha
Weszliśmy do środka. Dostrzegłam tam dużo znajomych twarzy, bo poza TW i dziewczynami byli tam:
Martin, Nano, Kevin, Tom McGuiness, siostra Nareeshy, Kasia i dwóch Sivów. Ale zaraz. Jak to dwóch?
-Yyyy Nathan?
-Co?
-Czemu widzę dwóch Sivów?
-Hhaah.
-Z czego się śmiejesz?
-Hahhaha.
-No Nathan!
-Co? To jest Kumar, jego brat bliźniak.
-Serio? Oni są identyczni!
Na przykład gdy zrobiłam zdjęcie jej i panom Kaneswaran wyszło conajmniej dziwnie
  
Tak o to minęła pierwsza godzina zabawy. Na robieniu zdjęć, wygłupianiu się i poznawaniu. Potem chłopaki podgłośnili muzykę a ktoś zapukał do drzwi.............................................................
..............................
...................
...........
.........
.........
......
..
..
.
Hey! Witam po zbyt długiej przerwie na tym blogu. Witam i przepraszam za moje lenistwo.... :( Ale już piszę kolejny :) Do zobaczenia :*

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 38 "To koniec"

Następny dzień spędziliśmy w Gloucester. Wieczorem razem z Jess zaszyłyśmy się u niej w pokoju rozmawiając, śmiejąc się i obgadując Nathana. (hehe). Rano zostałam obudzona o 5:30 przez Sykes'a starszego.Od rana był dzinie zmieszany i nieobecny. W pociągu prawie w ogóle się nie odzywał co mnie zdziwiło, bo kto jak kto ale Nathan lubi sobie pogadać. O 8:30 byliśmy na peronie w Londynie. Odebrali nas z tamtąd Kevin i Nano. Tylko dlaczego? Zawsze gdy wracaliśmy to odbierali nas chłopaki albo sami jechaliśmy taksówką. Teraz było inaczej. Oni też się nie odzywali, bałam się coś powiedzieć, bo nie wiedziałam co się dzieje, dlatego przez następne 30 minut jechaliśmy w milczeniu. Nathan ściskał moją rękę i wiedziałam,że to nie wróży nic dobrego. Zawsze tak robił gdy się denerwował.Dojechaliśmy do domu The Wanted. Weszliśmy wszyscy do środka. W salonie chłopaki siedzieli w ciszy. Nie przywitali się z nami tak jak zawsze uściskami czy wybuchem radości, powiedzieli tylko zwykłe "cześć". Zaczęłam się obawiać,że stało się coś poważnego. W końcu odezwał się Nano.
-Pewnie Veronica dziwisz się zachowaniem chłopaków?
Przytaknęłam.
-A więc może któryś z nich ci to powie? Nathan?- zaproponował
Ten spuścił wzrok.
-Może ja. Słuchaj słońce sprawa wygląda tak,że to koniec.- powiedział Tom
-Czego koniec?- przestraszyłam się.
-Nas jako The Wanted, to koniec zespołu, rozpadliśmy się. Nie mamy menagera, wytwórnia splajtowała,a nasza płyta nie miała wzięcia. To koniec.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
-A,a ale jak? Przecież możecie znaleźć menagera, znaleźć nową wytwórnię, co mało jest ich w Londynie? A płyty? Przecież jest internet, ludzie tam słuchają muzyki. No ej, to nie jest powód do zakończenia pracy zespołu. Przecież wy to kochacie. A fani kochają was.
-Kicia, to koniec. Nie da się nic zrobić. To nie jest takie proste.- Nathan objął mnie ramieniem.
-Dzisiaj gramy pożegnalny koncert w klubie wieczorem.
-Będziesz tam z nami?- spytał Jay
-Jasne, może nie będę płakać.- odgarnęłam pojedynczą łzę.
-Kochanie, damy radę.- uśmiechnął się blado Nathan
-Bo jak nie my to kto?- dodał Max
-Hmm, ale nadal będziecie razem mieszkać?- spytałam
-Póki co to tak, jeszcze nie myśleliśmy o tym.- odpowiedział Siva
-Więc nadal będę mogła do was przychodzić? Uwielbiam z wami wszystkimi przebywać.
-Jasne słońce!- powiedzieli chórem i mnie przytulili.

Zbiorowy misiek ^.^

-Zawsze możesz do nas przychodzić.- dodał Jay
Uśmiechnęłam się.

Wieczorem wybraliśmy się do klubu na ostatni tego typu koncert. Ich jako The Wanted, jako zespół. To smutne,że to już koniec. Fani tego nie przeżyją... TWfanmily tak kocha chłopaków,że nie pozwolą im się rozpaść.
Zaśpiewali wszystkie piosenki i covery jakie kiedykolwiek nagrali. Było to takie przygnębiające. Najgorsze stało się gdy zaczęli śpiewać ''Iris''. Fanki płakały, chłopaki też, każdy z nich uśmiechał się, ale miał łzy w oczach. Ja z Kelsey i Nareeshą stałyśmy za kulisami i roniłyśmy łzy.
-Mimo wszystko chcemy zakończyć optymistycznie panie i panowie...... Made!!!- krzyknął Jay i zaczęli śpiewać.

(Tom)
You could hurt with the words,
You could change my life,
You could tell me the truth,
It would cut like a knife but I won't let go
But I won't let go, but I won't let go

You could fall, hit the wall
You could lose your way
You could lose, you could bruise,
Spend it all in day but I won't let go
But I won't let go, but I won't let go

(Nathan)
Cause if I had to save someone, I'd still save you
And if I had to pray for someone, I'd pray for you

(All)
Cause you know we are made for each other
Can't take that away, made for each other
Like sunshine and day, made for each other, I'm here to stay
Cause you know we are made for each other
I'm made for you, made for each other
Like stars and the moon, made for each other
We'll see it through (Cause you know we are made)

(Tom)
They could take, they could hate
They could break our hearts
They could try all the want,
Never tear us apart, we will not let go,
We will not let go, we will not let go

(Nathan)
Cause if I had to save someone, I'd still save you
And if I had to pray for someone, I'd pray for you

(All)
Cause you know we are made for each other
Can't take that away, made for each other
Like sunshine and day, made for each other, I'm here to stay
Cause you know we are made for each other
I'm made for you, made for each other
Like stars and the moon, made for each other
We'll see it through

(Siva)
Cause you know we are made, made, made, made
All of them are fake, fake, fake, fake
We just gotta break, break, break, break
You know we are made, made, made, made

(All)
Cause you know we are made for each other
Can't take that away, made for each other
Like sunshine and day, made for each other, I'm here to stay
Cause you know we are made for each other
I'm made for you, made for each other
Like stars and the moon, made for each other
We'll see it through (Cause you know we are made)


 Tak pożegnali się z fanami obiecując powrót. Powrót jako zespół lub jako artyści solowi. Ale najważniejsze,że wrócą, nie ważne jak, ważne,że będą robić to co kochają i ich fani będą szczęśliwi.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

INFO

Powrót na bloga Always Together!!! Już niedługo nowy rozdział. Ale nie martwcie się, to nie oznacza końca tego, spokojnie, rozdział 38 jest w przygotowaniu.
            


 Zapraszam :)
http://alwaystogetherdreamerw.blogspot.com/ 





Dreamer_W

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 37 "Czekaj, co?"

-Czekaj, co?- zdębiałam.
-To co słyszysz.
-Jak "to samo"?
-Pewnie zauważyłaś,że nie mieszkam z tatą.
-No tak.
-Bo... On pił. Zaczęło się gdy miałem 12 lat. Wcześniej był przykładnym ojcem, ale odkąd mama poszła do pracy, ten zrobił się agresywny. Ciągle powtarzał,że miejsce kobiety jest w domu. Mama chciała być niezależna, więc zaczęła pracę w podstawówce jako nauczycielka muzyki. Później to już wiesz, miałem tak samo jak ty. Pewnego dnia sąsiedzi zawiadomili policję, bo coś podejrzewali, a że moją mamę wszyscy bardzo lubili i szanowali to martwili się o nią. Zabrali go i nigdy więcej go nie widziałem. Wiedział tylko o tym mój "kumpel"- nakreslił nawias w powietrzu.- Rozpowiedział to całej szkole, nie miałem życia, wyzywali mnie.
-I mówili to co ty mi dzisiaj?
-Tak. Pierwszy raz spotkałem kogoś, kto przeżył to samo.... Dzisiaj mijają 3 lata odkąd go zabrali. Naprawdę chciałem mieć ojca, ale jak tylko to sobie przypomnę to wolę go nie mieć.
Może to dziwne, ale rozumiałam logikę jego wybuchu. Nienormalną i pokręconą, ale logikę.
Nathan patrzył na mnie niepewnie. Przytuliłam się do niego i rozpłakałam z nadmiaru emocji.
Sykes odetchnął z ulgą i schował twarz w moich włosach. On też płakał, ale nie tak jak ja. To był męski płacz. Odsunęłam się od niego i spojrzałam  w jego wypełnione łzami oczy.
-Nie powinnaś mnie widzieć w takim stanie.- powiedział
Ja go tylko pocałowałam.
-Nie wstydź się, nikomu nie powiem jeśli nie chcesz. Zaufaj mi tak jak ja tobie.
Staliśmy w milczeniu. Było mi bardzo, bardzo zimno, ale nie chciałam psuć tej chwili.
-Zimno ci?- czytał mi w myślach.
-Nnnie.- szczęka mi latała z zimna.
-Trzęsiesz się i masz sine usta.
-Nno mmoże ttroszeczkę.
-Chodź, złapiemy autobus i pojedziemy do domu.
-Okey.


Autobus zatrzymał się pod domem Sykesów. Weszliśmy do środka.
-Dzieci! Jesteście! Gdzie wy byliście, jest już 22:00!- od razu wpadła na nas pani Sykes tzn. Karen.
-A little trip mamo.- odpowiedział Nathan
-Gdzie byliście?- spytała Jess
-To tu to tam...
-Jesteście głodni?
-Mamo...-upomniał ją Nath
-A ja tak.- odpowiedziałam bez zastanowienia.
-O! A ty synu bierz przykład ze swojej dziewczyny.- złapała mnie pod ramię.- Ale ty zmarznięta! Jak lód. Gdzie cię ten mój syn zaprowadził? Przecież ty będziesz chora.- mówiła wiodąc do salonu.

Chwyciła bajkę o zwiedzaniu. :)

Usiadłam na kanapie, Karen poszła do kuchni,a Nathan przykrył mnie grubym kocem. Zniknał za drzwiami, w których po chwili pokazał się z tacą pierogów i kubkiem gorącej czekolady.
-Księżniczko.- podał mi talerz.
-Pierogi!!!- zaczęłam się cieszyć jak małe dziecko. Uwielbiałam to danie.- Skąd ty je wytrzasnąłeś w Anglii?
-Magic of mama.
-Hahaha.
-Zjadłam kolację,a Jess przyniosła mi ubrania na zmianę, bo moje były mokre od  śniegu.
-Przesyłka.- powiedziała podając
-Hahha, dzięki Jess.
-Veronica?
-Słucham.
-Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór?
-Yyym, nie. A co?
-Tak sobie pomyślałam,że mogłybyśmy pogadać, obejrzeć film, co ty na to?
-Jasne. To jutro o 19:00?
-Ok, a jeszcze jedna sprawa.
-Hmm?
-Wcale nie byliście na wycieczce tylko się pokłóciliście, prawda?

Skąd ona to wie?

-Też, ale potem Nathan pokazał mi parę miejsc.
-Ale już jest ok?
-Tak.
-To dobrze, bo szkoda by was było.- odeszła.
Ja przebrałam się  w moje legginsy i bluzkę z długim rękawem. Nadal mi było zimno.
Chwilę potem dołączył do mnie Nath ubrany  w szare dresy, bluzkę
 
oraz rozpinaną bluzę.
-Nath?
-Czego?
-Skąd wiesz,że czegoś chcę?
-Bo powiedziałaś Nath, zwykle mówisz Nathan.
-Hhahah.
-Bluza?- spytał
-Jak ty mnie dobrze znasz...
-Masz zmarzluchu, zaraz wracam.
Ubrałam się w czerwoną bluzę,a po chwili przyszedł Nath (hahah)  w niebieskiej.
Usiadł przy mnie, ja oparłam się o niego i przykryłam nas cieplutkim kocem.
-No, i tak ma być.- przytulił mnie do siebie.
-Nathan?
-Hmm?- miał zamknięte oczy i lekki uśmiech.
-Masz plany na dzisiejszy wieczór?
-Nie.
-A chciałbyś?
-Z tobą zawsze.
-Bo... mam taki szalony pomysł.
-Mhm...Mów dalej.
-Żeby dzisiaj spać u ciebie.
-Jeżeli tak bardzo chcesz, to mogę się zgodzić...
Szturchnęłam go.
-Hhahah, nie mogę się doczekać.- pocałował mnie w czubek głowy.



Ubrana w piżamkę leżałam już w pokoju Nathana.
-Nath?
-Co?
-Mówi się słucham.
-No co?
-Zimno.
-Znowu?
-To u ciebie tak piździ.
-Hahah.
-Co?
-Piździ haha, skąd ty to wzięłaś?
-A nie wiem.
-Chcesz bluzę.
-Nie.
-Koc?
-Nope.
-Herbatę?
-Nie.
-To co??
Rozłożyłam ramiona w geście przytulenia. Nathan ubrany jedynie w bokserki położył się koło mnie i przysunął do siebie.
Rozmawialiśmy.
-Jak wyobrażasz sobie swoje życie za 10 lat?- spytałam
-Hmmm.. Wyobrażam sobie,że The Wanted będzie nadal popularne, będę przyjaźnił się z chłopakami, będę żonaty i będę mieć syna i córkę w drodze.
-Trochę to teraz dziwnie brzmi,że będziesz mieć dzieci.
-Ale za 10 lat to co innego. Ale wiesz, jeżeli ja będę miał dzieci to ty też.
-Ha! Skąd wiesz?
-Bo to będą nasze dzieci.
Zrobiło mi się tak ciepło...
-Oooo
-Co ty myślałaś,że sobie kiedyś wyjdziesz i pójdziesz?
-Hahha, nie. Tak na serio to wolę żyć chwilą, z tobą, bo boję się.
-Że ty sobie pójdziesz i zostanę serio sama.
-Kretynko.-mocniej mnie przytulił.- To się nigdy nie stanie.
-Hmm...
-Nadal ci jest zimno?
-Troszkę.
-Mam pomysł jak na to zaradzić.
Położył mnie pod sobą, gładził dłonią moją twarz i szyję.
-Kocham cię kretynko.
-Ja ciebie też.- uśmiechnęłam się.
Zaczął całować moją szyję, czyli miejsce najbardziej delikatne na moim ciele.
Ja muskałam moimi zimnymi dłońmi jego szyję i tors co przyprawiało go o dreszcze.
Podciągnął moją koszulę nocną tak aby odsłaniała brzuch.
Jego dotyk i czułość z jaką wykonywał każdą czynność sprawiały,że chciałam tego jeszcze bardziej. Całował każdy centymetr mojego ciała, a ja błądziłam rękami w jego włosach mierzwiąc idealną fryzurę.
-Już ci ciepło?
-Mhm.
-To dobranoc.- położył się koło mnie.
-Cham.
Usiadłam na nim okrakiem i pocałowałam lekko jego usta. Sykes zdjął moją bluzkę. Już ciepłymi dłońmi dotykałam jego torsu i miejsca tuż nad bokserkami. Po chwili obydwoje byliśmy nadzy.



PERSPEKTYWA NATHANA

Obudziłem się o 6:40. Uznałem,że to za wcześnie więc przyciągnąłem Veronicę do siebie i znowu uderzyłem w kimono.


Tak bardzo ją kochałem.  Gdy tylko na nią spojrzałem czułem chęć opieki nad nią. Chciałem ją chronić i ochronić przed wszystkim co złe. Chciałem sprawiać jej radość i widzzieć jej piękny uśmiech. Gdy tylko ją widziałem coś się we mnie budziło i nie mogłem oderwać od niej wzroku. Tssaa... Typowe myślenie faceta.
No nie ukrywajmy, niezła jest...


Już na serio obudziłem się o 9:47. Zobaczyłem moją dziewczynę śpiącą na moim ramieniu. Była naga. Aż przypomniała mi się ostatnia noc. Po chwili otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
-Cześć  piękna.
-Dzień dobry przystojniaku.
-Jak się spało?- spytałem
-Dobrze.
-Już wiesz do kogo się zgłosić gdy jest ci zimno?
-Aha.- potwierdziła kreśląc różne wzorki na moim torsie.- Nathan?
-Hmm?
-Masz na dzisiaj jakieś plany?
-Dzisiaj jest środa, więc wracamy do Londynu.
-Co? Już?
-No, przez tą kłótnię minął nam cały, zmarnowany dzień.
-Rzeczywiście. Ale na szczęście się pogodziliśmy.
-To najważniejsze.
-O kurwa!- zaklęła
-Co jest?
-Umówiłam się z Jess na babski wieczór dzisiaj, bo zapomniałam,że jest dzisiaj już środa.
-Spokojnie, nie zabije się przecież... Ale jeśli bardzo chcesz możemy zostać i wrócić jutrzejszym pierwszym pociągiem do Londynu.
-O której?
-Chyba o 6:10.
-Ale mieliśmy zrobić wspólne święta.
-To zrobimy je jutro ok?
-Ok...
-Ale, mam coś dla ciebie.
-Dla mnie? Co to jest?
-Wesołych świąt.- podałem jej torbę z prezentem.
Wyciągnęła z torebki małe i duże pudełko.
-Aż tyle?- nie przestawała się uśmiechać
-Każdy dostaje tyle na ile zasługuje.
W dużym była sukienka:
     
-Ale śliczna!!- krzyknęła radośnie
-Podoba się?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Już niedługo będziesz miała okazję ją założyć.
-Czyżby?
-Nowy rok.
-Aaaaa...
Z uśmiechem otworzyła małe pudełko,a tam było nasze selfie z mojego telefonu, które zrobiliśmy w Gloucester. Wywołane i oprawione w srebrną ramkę.
-Ojej- przytuliła mnie. -To takie słodkie...
-Pomyślałem,że fajnie by było gdybyś o mnie pomyślała, gdy na to spojrzysz.
-Oczywiście kochanie.
-Ogólnie może być co nie?
-Gaci nie urywa hahah
-hahaha
-Ale na serio. Dziękuję.
-Nie ma za co kicia.
-Hahhaah
-Co?
-Nie wiem.
-Aha, to jest bardzo normalne.
-To co zostajemy?
-Jak chcesz.
-No obiecałam jej...
-A więc, mogę cię udostępnić na jedną noc.
-Debil.- rzuciła we mnie poduszką.


Hello everybody!!!!! #TomTuesday and Urodzinki Tomcia. !!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D Kto składał mu życzenia na twitterze?  Ja to zrobiłam. Heheheh ( ja się wcale nie chwalę...)
Podoba wam się rozdział? Do nexta. :*************

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 36 "Kicia"

-Co się stało?- przestraszyłam się
-Ty byłaś pierwsza, mów.
-Okey, a więc.
-Poczekaj.- usiadł koło mnie i objął ramieniem.- Mów.
-Chodzi o Jay'a i jego rodzinę.
-Waszą.- poprawił mnie
-Tak,tak wiem. Chodzi o to,że byłam tam ale nie byłam, rozumiesz?
-Nie.- przyznał od razu
-No nie potrafię być przy nich sobą. Traktują mnie jak rodzinę, ale... ja nie potrafię ich tak traktować. Czuję się jakbym była tam nie potrzebna, jak ktoś kto się wtrąca w sprawy rodzinne.
-Kicia...
-Nie mów tak na mnie.
-Czemu? Pasuje do ciebie.
-Nathan!
-Co?
-Ja ci tutaj mówię o swoich problemach,a ty mi tutaj wyskakujesz z kicia!
-To ty masz z tym problem!
-Nie podnoś na mnie głosu!
-A ty możesz?
-Nathan!
-Veronica!
-Nie wiem po co ci o tym wszystkim opowiadam!
-Ty odkąd się pojawiłaś masz same problemy!
-Może miałam powód! Znasz moją przeszłość!
-Tak, znam. Ale nie wiedziałem,że jak tylko przyjedziesz będziesz przynosić same problemy!
-Tak?! A niby jakie?!
-Hmm. Przez ciebie zespół by się rozpadł! Wiesz co, to że jesteś dzieckiem z patologii, to nie znaczy,że wszystkie problemy dotyczą ciebie i nie musisz się na mnie wyżywać ani wszystkiego tym tłumaczyć!!  Nie moja wina,że twoi rodzice to pijacy i ćpuny, ani to że byłaś bita. Mama się zdziwi jakich to ma nowych członków rodziny!-krzyczał
-Nie masz prawa tak o mnie mówić!- cała drżałam, zaciskałam pięści. Rozpłakałam się.
Nathan spojrzał na mnie.
-Nie.... Proszę nie. Ja tak nie myślę.
-Właśnie pokazałeś co o mnie myślisz.-szepnęłam
Chwyciłam kurtkę i wybiegłam z domu.


Szłam szybkim krokiem przed siebie. Nie znałam tego miasta więc nie wiedziałam gdzie idę. Była godzina 12:00. Mróz mocno trzymał, śnieg zaczął prószyć. Chodziłam bez celu przez 2 godziny płacząc. W końcu uspokoiłam się i zorientowałam się że jestem w parku. Nikogo prawie nie było. Gloucester w tej części miasta nie jest zbyt obleganym. Na termometrze miejskim temperatura wskazywała -9 stopni Celsjusza. Jak na Anglię to zima stulecia. W kieszeni miałam  portfel więc poszłam do pobliskiej kawiarni. Zamówiłam sobie dużą kawę z mlekiem. Siedziałam tam do 15:00  przeglądając Internet. Przez ten czas Nathan dzwonił do mnie 53 razy. Ani razu nie odebrałam. Wysłał mi też 33 smsy. Nie odpowiedziałam. Pokazał co o mnie myśli. Jestem dla niego dzieckiem z patologii, które ma ojca ćpuna, matkę alkoholiczkę i ma wieczne problemy których jeszcze przysparza innym. Nie czułam złości ani gniewu. Byłam smutna, zawiedziona, nienawidziłam go. Mój własny chłopak tak o mnie myśli. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie do stanu depresyjnego. Chciałam stąd uciec, wrócić do Londynu, do Kelsey i Toma. Mogłam z nimi pogadać a oni stanęli by za mną murem. Patrzyłam na pary zakochanych i szczęśliwych. Zastanawiałam się nad zerwaniem. To nie jest miłość gdy jedna osoba myśli o drugiej takie rzeczy.
Znowu chodziłam bez celu. Na dworze zapanował mrok. Zrobiło mi się zimno. I to bardzo. Mój telefon znowu zadzwonił, a był to Nathan. Wrzuciłam telefon do kieszeni. Czułam żal do niego. Kochałam go i chciałam z nim być. Myślałam że on też mnie kocha.
PERSPEKTYWA NATHANA
Kurwa. Co we mnie wstąpiło?! Jak ja mogłem jej coś takiego powiedzieć? To prawda. Byłem zdenerwowany od rana do tego Scooter napisał że już nigdy więcej nie będziemy współpracować. Nagle wszystko się wali. Tom jest chory i to poważnie na płuca, ale to pewnie od jarania... Max ma focha na mnie i ogólnie widziałem jak znowu patrzył na Veronicę. Koleś mnie totalnie wkurza.  Siva dostał kontrakt w Mediolanie jako model. Wyjechał wczoraj a kontrakt jest na rok. Kelsey siedzi w szpitalu przy Tomie. Nareesha już dawno jest w Nowym Yorku. Do tego nie wystąpimy jutro na Jinglle Bell  Ball, bo bez menadżera nie możemy. Dlaczego? No bo nie, wyjebane.                   I co najgorsze zraniłem Veronicę, moją Veronicę. Do tego nie wiem gdzie jest. Ona nie zna Gloucester. Nie wie że są tutaj takie ulice których nie radziłbym zwiedzać. Roi się tam od dilerów, mafii, pijaków bezdomnych, dziwek i tych którzy naganiają do pracy w agencji towarzyskiej. Nieciekawe typy. Błagam.... Żeby ona tam nie poszła..... Boję się o nią. Cholernie się boję. Mam żal do siebie że jej to powiedziałem. Szedłem szybko. Mijałem kolejne odcinki miasta i nic. Aż tu nagle... Veronica jeezu. Nic jej nie było. Podbiegłem do niej.
-Veronica? Wiesz ile cię szukam ? Przepraszam...
-Ej koleś... Nie wiem kim jest Veronica ale ja ją napew.... O boże to ty Nathan Sykes!!!! Kocham cię!!!- wykrzyczała
No zajebiście, psychofanka.
Ale dla sprostowania! Uwielbiam fanki i fanów. Lubię się z nimi spotykać. Ale nie teraz. Kurwa nie teraz!!
-Aha... Fajnie... Muszę już lecieć. - powiedziałem
-Co? Nie!!! Dasz mi autograf?
-Jasne, tylko szybko. 
Spodziewałem się że będzie szukać godzinę jakiejś kartki w torebce. Ale myliłem się. Ona uwydatniła swój biust i podała mi marker.
-Co?
-No podpiszesz?
Podpisałem się jej na ręce którą trzymała bluzkę.
-Ejj!
-Narazie!!!
Pobiegłem dalej. Zatrzymałem się na rynku. Straciłem wiarę że kiedyś ją znajdę. Było ciemno i zimno. Veronica jest zmarzluchem więc boję się o nią. Chciałem ją przytulić, oddać kurtkę, pocałować... Cokolwiek! Usiadłem  na ławce i schowałem twarz w dłonie. Myślałem o tym że gdzieś tam ona jest. Sama, zmarznięta i smutna, może i nawet płacząca. I to wszystko przeze mnie.

PERSPEKTYWA VERONICI
Skręciłam w prawo. Było tam sporo dziwnych ludzi. Szczerze mówiąc to trochę   się bałam. Co ja gadam! Serio się bałam. Jacyś goście lustrowali mnie wzrokiem z góry na dół posyłając sobie znaczące spojrzenia. Wąska uliczka nie pomogła. Czułam się skrępowana i bałam się że mi coś zrobią. Przyspieszyłam kroku a dołączył do mnie jakiś gościu z fajką.
-A czemu taka dziewczyna chodzi sama?-spytał sepleniąc
Nic nie odpowiedziałam
-Ładna jesteś. Co powiesz na to żebym ci pokazał gdzie mieszkam?
-Spieszę się.
-Aaaaa taaam...
Zaczęłam biec. On też. Przeraziłam się. Jak na pijanego szybko biegł. Serce mi waliło ze strachu. Śnieg prószył mi w oczy. Po chwili nic nie widziałam tylko biegłam przed siebie. Nagle gdy czułam jego oddech na ramieniu wpadłam na kogoś.
-Chodź tutaj- powiedział i pociągnął mnie za rękę do parku.
Po chwili ten który mnie gonił ustąpił a ja odetchnęłam z ulgą.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nathana. To on był tym gościem na którego wpadłam.
-Nic ci nie jest?- spytał
-Nie.
-Veronica...
-Co? Znowu miałam problem? Znowu ci ich przysporzyłam?
-Przecież wiesz że nie o to chodzi..
-A o co?
-Chodź, pogadamy w domu. Zimno ci napewno.
-Nie. Nigdzie z tobą nie idę.
-A więc pogadamy tutaj.-Veronica. Posłuchaj. To co dzisiaj ci powiedziałem to...
-Że jestem z patologii itd...
-To nie miało tak brzmieć. Ja... Ja byłem zdenerwowany przez  Scootera który zerwał z nami kontrakt, chorobę Toma, bulwers Maxa, wyjazd Sivy i odwołany koncert Jingle Bell Ball. Ja poprostu wybuchłem. To wszystko mnie przerasta. Ale te wszystkie kłopoty razem wzięte nie są tak bolesne jak myśl że ty się gdzieś tam tułasz w mrozie po nieznanym mieście... Smutna, nienawidząca mnie i płacząca. I to przeze mnie... Przepraszam Veru... Przepraszam z całego serca. Kocham cię.
-I co? Myślisz że zapomnę o tym co powiedziałeś? Że ci uwierzę? A co jeśli nadal tak myślisz?
-Na początku tak myślałem, to fakt. Ale teraz żałuję tego, bo znam cię i wiem jaką osobą jesteś. Ja ci wielu rzeczy nie mówiłem, a ty? Zaufałaś mi i mówiłaś o wszystkim. Jestem ci za to wdzięczny.
-Dobra, skoro tak myślałeś na początku to dlaczego mi to powiedziałeś dzisiaj?
-Bo byłem zdenerwowany i coś we mnie pękło. Przypomniało mi się to i... Ja musiałem. Chciałem żeby ktoś w końcu poczuł się podobnie. Bo ja przeżyłem to samo..........

Nie w temacie

Hej wam. Dzisiaj mam do was pytanie. Chodzi mi o drugiego bloga Always Together. Mam go kontynuować czy jak skończę to opowiadanie to na spokojnie wczuć się w tamtą nową historię? Wiecie żebym się nie myliła z imionami albo wydarzeniami.


Druga sprawa. Dziękuję wam bardzo za niesamowicie motywujące komentarze i wielką ilość osób, które odwiedziły bloga. Rozwalacie system. :) Niestety nie wiem kto tak fajnie i regularnie komentuje, chciałabym żeby podziękować z imienia bo tej osobie chyba że jest was kilka... To dziękuję ci. Tak tobie. Jeżeli zostawiłaś komentarz pod którymś postem z lipca.
Hehe fajnie się tak obudzić rano i spojrzeć na telefon a tam takie miłe słowa... Miałam tak dzisiaj więc postanowiłam napisać tego posta.
Już dzisiaj pojawi się next.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 35 "Mamy problem"

Pani Sykes yyyy... To znaczy Karen. No nie mogę się przyzwyczaić do tego,że mam mówić do mamy mojego chłopaka po imieniu. Będę się mylić za każdym razem, zobaczycie!
Więc, Karen przyniosła na stół mnóstwo talerzy i  talerzyków. Po kilku minutach mebel uginał się pod ciężarem ogromu jedzenia. Szczerze mówiąc to nie byłam głodna,ale ten wybór i zapach.. Usiedliśmy do stołu. Zaczęła się rozmowa kwalifikacyjna.
-A ty Veronica skąd jesteś?- spytała pani.... no to znaczy Karen. Jeeeezuu.
-Z Polski, dokładniej z Wrocławia.-odpowiedziałam
-Ou, no właśnie słyszałam,że masz inny, ciekawy akcent. A twoi rodzice? Mieszkają z tobą czy zostali w Polsce? Będę mogła ich poznać?
Po tym pytaniu spuściłam wzrok na blat i dzióbałam widelcem w jedzeniu. Nathan złapał mnie za rękę i spojrzał wymownie na swoją mamę. Ona chyba załapała,że to niewłaściwe pytanie i zmieniła temat.
Tak pogadaliśmy do 23:00, gdy Jess prawie zasnęła na stole, a Karen (o!) poszła już dawno do siebie.  Wyszło na to,że zostaliśmy sami. A nie, przepraszam! Jeszcze wielka sterta naczyń do pozmywania w kuchni.
-To co?-Nathan spytał z nosem przy mojej szyi,a mnie przyszedł przyjemny dreszcz.
-Hmmm?
-To gdzie śpisz?
-Nikt mnie nie poinformował, więc pewnie Jay po mnie przyjedzie.
-Ha! Śmieszna jesteś. Zostajesz u mnie, to znaczy u nas.
-Tssaaa... Ale najpierw trzeba to posprzątać.-wskazałam na pełny zlew.
-No to do roboty! Z darmo tutaj śpisz?- zaśmiał się i klepnął mnie w pośladek.
-Debil.-rzuciłam w niego ścierką, która zawisła na jego głowie.


Po godzinie wszystko było posprzątane. Cały dół domu lśnił. W końcu udaliśmy się na górę do pokoju Nathana.
-Jeszcze nie jest późno...-marudził
-Noi?
-Nie chce mi się spać...
-Mi też nie.
-To co robimy?-spytał
Wahałam się czy powiedzieć mu o tym co czułam w Nottingham. Chciałam,ale wcześniej, teraz nie byłam pewna.
-Nathan?
-Tak?
-A już nic..
-......Gdzie są moje rzeczy?- spaliłam wiem.
-W pokoju obok,żeby mama nie gadała.
-Aha... Ja już idę spać, dobranoc.
-Ale mówiłaś,że nie jesteś śpiąca.
-No ale muszę się jeszcze wykąpać i umyć włosy. Dobranoc.
-Okey, dobranoc. Jakby co to wiesz gdzie jestem.
Wyszłam z jego pokoju,ale po chwili wróciłam, bo jakże błyskotliwy Jay nie spakował mi piżamki.
-Nath?
-Co?
-Nie mam w czym spać.
Jego diabelskie spojrzenie.
-Po co w ogóle Ci to mówię...
-Pożyczę ci coś, bo śpisz w innym pokoju.
Podszedł do szafy i wyciągnął swoją koszulkę:
 
-Jeeezuu, kocham tą koszulkę.
-Wiem.- powiedział

Położyłam się, ale myślałam o tym dlaczego nie potrafiłam mu powiedzieć o tym wszystkim. Biłam się z myślami przez prawie 2 godziny. W końcu postanowiłam pójść do pokoju Sykes'a. To były jego słowa "Jakby co to wiesz gdzie jestem". Wślizgnęłam się do środka i szturchnęłam chłopaka. Szkoda mi było go jednak budzić, więc udałam się do wyjścia. Wtedy usłyszałam to:
-Veronica?- spytał zaspanym głosem
-Nic, już śpij.
-Co?
-Nie mogę spać.
-Oj, chodź, dziecko.-przygarnął mnie do siebie i przytulił.
Leżąc na jego klatce piersiowej słyszałam spokojne bicie serca i wyrównany oddech.
-Nathan?-spytałam
-Hmm?
-Możemy pogadać?
-Kicia nie teraz... Jest środek nocy. porozmawiamy jutro. Śpij sobie.
Mimo woli zasnęłam i to dosyć szybko.

Rano obudziłam się,a w pokoju panował dziwny mróz. Jeszcze wczoraj panowało tutaj przyjemne ciepełko. Rozejrzałam się wokół siebie i zobaczyłam Nathana niosącego tacę ze śniadaniem i kubkiem z parującą kawą.
-Czemu tutaj tak piździ?-spytałam okrywając się kołdrą.
-Hahah co? Ogrzewanie wysiadło na całej ulicy.
-Ooooo... To dla mnie?
-Yyyy nie, twoje jest w kuchni, myślałem,że śpisz.
-Aha, ok.
-Nie no żartuję, to dla ciebie.
Podał mi tacę z jedzeniem.
-Kochany jesteś.-cmoknęłam go w policzek.
-Jak się spało?-spytał
-Średnio. Nie mogłam zasnąć do trzeciej. -odpowiedziałam z buzią pełną rogalika z dżemem.
-Serio? Czemu?
-Myślałam.
-O czym?
-O tym o czym chciałam z tobą wczoraj porozmawiać.
-Czyli?
-Nie ważne już.
-Ej, kicia. No mi nie powiesz?
-Ty nie chciałeś ze mną rozmawiać wczoraj, to ja nie chcę dzisiaj.
-Jak chciałaś gadać o drugiej w nocy... Zresztą dzisiaj mamy cały dzień na rozmowę, mama pojechała do babci, a Jess jest u koleżanki. Powiedziały,że będą o 19:00.

Wstałam i ubrana w to:
   
zeszłam na dół. Nathan gapił się w telefon.
-Musimy pogadać. Mamy problem i to nie jeden.-powiedział poważnie.







DZISIAJ TROCHĘ KRÓCEJ, ALE MAM NADZIEJĘ,ŻE NADAL OKEY, ALE JAK DLA MNIE TEN ROZDZIAŁ JEST NUDNY I O NICZYM .

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 34 "Trochę nostalgii w święta"



CZYTASZ= KOMENTUJESZ


Zima. Jeżeli można tak nazwać angielską porę mokrą z temperaturą minus jeden w porywach do minus pięciu. To już jest mróz. Jest to moja pierwsza niby-zima w Anglii. Jeszcze nie spędzałam świąt po brytyjsku, bez wigilii. Tsa.. Pewnie sobie teraz myślicie,że nie obchodziłam wigilii w Polsce. I tu was mam! Z rodzicami oczywiście nie, ale z babcią i dziadkiem- owszem. Często u nich pomieszkiwałam, chcieli nawet pójść z tą całą sprawą do sądu, ale nie zdążyli. Babcia zmarła dwudziestego pierwszego grudnia, a dziadek tydzień po niej. Tak, były to najsmutniejsze święta w moim życiu, których nawet nie chciało mi się obchodzić. SAMEJ. Działo się to rok przed moim wyjazdem i zakończeniem liceum. Potem spakowałam manatki i oto jestem.

****
Była tam pewna osoba,której nie znałam. A mianowicie mężczyzna.
-O! Tata wrócił!-ucieszył się Jay
Aha, już wiemy kto to był.
Weszliśmy do domu. Mama przywitała nas uściskiem. Potem podszedł do nas tata. Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, bardzo podobny do Jay'a.
-Veronica, to jest nasz tata, John McGuiness.-przedstawił go Jay
-Tato, to jest Veronica, nasza siostra i twoja... córka. -mówił bardzo niepewnie.
Nie wiedziałam jak się zachować. Tata chyba też. Uśmiechnęłam się lekko. Potem  przyszedł do nas Tom czyli mój drugi brat. Uratował sytuację.
Poszliśmy do salonu,gdzie już czekał na nas obiad. Rozmawialiśmy. Bardzo szybko złapałam nić porozumienia z tatą, choć nie do końca czułam się swobodnie w ich towarzystwie. Oni znali się od kilkudziesięciu lat i są zadeklarowaną rodziną, a ja wpieprzam się w ich sielankę i nagle się pojawiam. Nie była to komfortowa sytuacja. Cały dzień rozmawialiśmy, graliśmy w Monopoly i jedliśmy dania przygotowane przez mamę.Właśnie dzisiaj wypadał 24 grudnia, czyli dzień gdy w Polsce obchodzi się wigilię.
****
 Brakowało mi dziadków i naszych rozmów. Pamiętam,jak obiecałam dziadkowi,że w każde święta będę ich odwiedzać, nawet gdy już ich nie będzie chciał żebym pamiętała o nich i odwiedziła ich. (Chodziło mu o cmentarz, żebym przyszła na ich wspólny grób). Pamiętam jak dzień przed swoją śmiercią powiedział mi,że czuje,że nie wytrzymuje bez babci i idzie ją odwiedzić. Właśnie wtedy obiecałam mu odwiedziny, cokolwiek by się działo mam iść i zaświecić zielony znicz. Dlaczego zielony? Bo zielony to ulubiony kolor babci,ale też kolor nadziei. Na samą myśl o nich łezka kręci mi się w oku i myślę o ich miłości. Byli małżeństwem od 58 lat. Prawie nigdy się nie kłócili. Nawet gdy mama ( a ich córka) powiedziała,że mają zakaz zbliżania się do niej życzyli jej wszystkiego najlepszego. Ale mnie kochali najbardziej na świecie. Ja ich także. Żyli razem od prawie 60 lat. Umarli też razem. Teraz spoczywają w tym samym grobie, a na życzenie babci w tej samej trumnie.....[*]

****
Jay pokazał mi mój pokój,który został zrobiony special for me. Z gościnnego przerodził się w dość niezły pokój dla mnie żebym "miała swój kąt w tym domu".
Zostałam sama. Sama w moim pokoju w "rodzinnym" domu. Czułam się dziwnie. Z jednej strony  w końcu miałam swoją rodzinę a z drugiej nie byłam tutaj sobą, krępowałam się i nie czułam się komfortowo przebywając tam. Niby jestem członkiem rodziny ale... Im dłużej tam przebywam tym bardziej żałowałam tego,że tu przyjechałam. Najchętniej to siedziałabym teraz w pokoju z gorącą czekoladą i pierogami. (Nie wiem skąd bym je sobie wzięła ale nie ważne...) Nie że jestem jakaś aspołeczna,ale jeszcze nie jestem tutaj swobodna i nie jestem tą Veronicą,którą wszyscy znają.
Wtedy chciałam porozmawiać z Nathanem, poradzić się. Chciałam żeby mnie przytulił i powiedział,że tak naprawdę sobie wkręcam i że będzie dobrze. Ale nie mogłam. Powiedziałam żeby nie dzwonił, że poczekam. To był jego czas dla rodziny. Nie dla mnie.
Położyłam się, choć nie mogłam zasnąć. W końcu o 4 nad ranem odpłynęłam w krainę snów.

Obudziłam się o 10:30. Byłam tak zmęczona i nie wyspana,ze najchętniej przespałabym cały dzień i noc. Nagle zadzwonił mój telefon. Miałam cichą nadzieję,że to Nathan, ale był to Jay,który chciał mnie obudzić. Wstałam na świąteczne śniadanie.

Przez całe następne dwa dni siedzieliśmy w domu przez porąbaną pogodę. Dzisiaj tj. sobota zostałam sama w domu z Jay'em. Oglądnęliśmy dwa filmy. Wtedy mój brat zszedł ze schodów z moją torbą.
-Jay? Co ty robisz?
-Mam niespodziankę.
-Ale jak to? Po co ci to?- wskazałam na torbę.
-Oj... Zobaczysz. Chodź, jedziemy na małą wycieczkę.
Ubrałam swoją ciepłą kurtkę i zimowe buty:
                           
Wyszliśmy z domu.
-Ale! Najpierw to.- wyciągnął z kieszeni czerwoną chustkę.
-Co?
-Niespodzianki ciąg dalszy. -zawiązał mi materiał na głowie i po chwili widziałam już tylko ciemność.
Słyszałam,że idziemy przez gwarną ulicę. Jay trzymał mnie za ramiona i prowadził. Co chwilę mówił "uwaga krawężnik" albo "trzy schodki".
Później umilkł. Usłyszałam dźwięk pociągu. Byliśmy na peronie. Jay puścił mnie, ale sekundy potem znowu złapał mnie za ramiona i prowadził znowu. Weszliśmy do jak sądziłam pociągu. Posadził mnie na miejscu, a sam usiadł obok mnie. Nic nie mówił, ani słówkiem się  nie odezwał. Jechaliśmy długo, nawet bardzo. Przez to,że nie mogłam wydusić z niego żadnego słowa podróż dłużyła mi się niemiłosiernie. Myślałam dokąd zmierzamy.  W końcu wysiedliśmy. Jay nadal nic nie mówił, co mnie szczerze irytowało.
-Gdzie ty mnie prowadzisz do jasnej cholery! Jay powiedz coś!- wypaliłam
Wtedy stanęliśmy, obrócił mnie przodem do siebie i rozwiązał chustkę. Trochę to potrwało zanim moje oczy przyzwyczaiły się do światła, ale gdy to już się stało zobaczyłam:
-Nathan!-rzuciłam mu się na szyję.
-Niespodzianka.-przytulił mnie
-Nawet nie wiesz jaka. Myślałam,że chciał mnie wywieźć za miasto.
-Haahahaha...
-A, a , ale jak?- byłam zdziwiona
-Moc The Wanted tego nie ogarniesz.
-Haahaha.... Cieszę się,że cię widzę.-przyznałam
-Ja też. Więc niespodzianka udana?
-Tak, tylko powiedz mi od kiedy byłeś ze mną?-byłam ciekawa
-Na peronie w Nottingham odebrałem przesyłkę.
-Ej.-szturchnęłam go w bok.
-I to priorytetem.
Pocałowałam go lekko.
-A tak właściwie to gdzie my jesteśmy.
-U mnie. W Gloucester.
-Aaa..a Ale jak po co?
-No jeeezuu. Po pewnym czasie chłopak chce przedstawić swoją wybrankę rodzinie.
-Ale tak bez zapowiedzi?
-Co cykasz się?- zaśmiał się
-Ja? Nie...
-Kicia, nie ma czego...-przytulił mnie- damy radę. Są naprawdę spoko.
-Mhmm...
-Nie łam się. Będzie dobrze, chodź już taksówka czeka.
Wsiedliśmy do pojazdu, a po pół godzinie byliśmy na miejscu. Było to dla mnie stresujące, bo tak z dnia na dzień poznać rodzinę swojego chłopaka?

Weszliśmy do środka. Od razu podbiegła do nas młoda blondynka. Na moje oko to chyba siostra. Podobna do Nathana. Rzuciła mu się na szyję. Potem podeszła do mnie i powiedziała:
-Hej, ty pewnie jesteś Veronica. Nath tak dużo o tobie mówił.- uśmiechnęła się
-Hej, tak to ja. Mam nadzieję,że same dobre rzeczy...-spojrzałam na Sykesa (tego starszego)
-A żeby tylko. Mówił jaka to ty jesteś wspaniała, idealna i w ogóle...
Nathan posłał jej spojrzenie, z którego dało się wyczytać, że miała tego nie mówić.
-Miło mi cię poznać.
-Mi ciebie też. Mam na imię Jessica i jestem siostrą tego tam.-wskazała na wspomnianego
-Hahaha, a ja jestem dziewczyną tego tam.-uczyniłam tak samo na co obydwie się zaśmiałyśmy.
-No zajebiście, teraz się obydwie zmówią i będę miał przesrane...-powiedział Nathan odwieszając kurtkę.
-Hahahhah.-ściągnęłam kurtkę i zdjęłam buty.
Chłopak wziął moją walizkę w głąb domu. Ja wraz z Jess szłyśmy razem za nim. Zaniósł bagaż na górę,a do nas podeszła jak sądzę mama klanu Sykesów.
-O!! Już są! Czemu wy nigdy nie krzyczycie,że już jesteście? O, a to pewnie Victoria.
Moje zdziwienie.
-Mamo.... to jest Veronica.-powiedział Nath schodząc ze schodów.
-O Jezuu! Przepraszam skarbeńku! Teraz to ja na pewno zapamiętam. Wiecie skleroza nie boli. Witam cię piękna. Jeeny jaki ten mój syn ma gust. Normalnie cud, miód, malina.-przytuliła mnie
-I orzeszki.-dodała Jess
-Mi też miło panią poznać.
-Oj tam zaraz panią. Nie postarzaj mnie bardziej niż jestem. Mów mi Karen.
-Dobrze... Karen.
-O!-mrugnęła jednym okiem i zniknęła za drzwiami kuchni.
-No widzisz nie było tak źle...-jedyny mężczyzna z domu Sykesów objął mnie od tyłu i delkikatnie całował po szyi.
Właśnie. Zastanawiałam się nad tatą Jess i Nathana. Przecież musieli go mieć... Ale, nie wtrącam się. Będzie chciał to mi powie. Teraz muszę się skupić na tym żeby dobrze wypaść pierwszego dnia w Gloucester.    


Jak wam się podoba? #SykesSunday
               
Hahahha rozwala mnie to zdjęcie hahaha

CZEKAM NA KOMENTARZE I DO NEXTA :*

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 33 "Christmas time"

Po CENZURA oni wszyscy są tutaj?
-Hej wam!-krzyknął Siva.- Nathan, miałeś pójść tylko po Veronicę,a nie..
-Okoliczności.-odpowiedział Sykes
-W 15 minut można zdążyć się popieprzyć.-powiedział Tom
-Jesteś nienormalny.-stwierdziła Kelsey
-Hej, po co wy wszyscy tutaj, dzisiaj? -spytałam niewzruszona tekstem Parkera.
-No bo widzimy się po raz ostatni.- odpowiedział Max
-Aaaa... Święta.- zaskoczyłam bez entuzjazmu
-Co ty! Nie cieszysz się? -zdziwił się Seev
Ja wzruszyłam ramionami,a Nathan popatrzył wymownie na Jay'a. Po chwili obydwoje gdzieś poszli.
-Ja też nie mam zamiaru obchodzić świąt.-przyznał Max i spojrzał na mnie.
Ja usiadłam na kanapie obok Toma i Kelsey biorąc od niej garść popcornu.
-Pffff... Głupoty gadasz młocie.- niegdyś małomówny Siva zaczął pokazywać pazurki.
Przez cały ten czas gdy Nathan wyszedł z Jay'em Max wymownie na mnie spoglądał. Chciałam zachować pokerową twarz,ale mnie to tak wkurzało,że powstrzymywałam się przed dogadaniem do mu. Nie chciałam o tym myśleć,że może znowu sobie coś ubzdurał w tej łysej głowie. Po mnie by to spłynęło,ale to łączy się z Nathanem, a jego nie chciałam ranić. Dawał mi tyle miłości,wsparcia... A poza tym on i George byli przyjaciółmi i grali w jednym zespole. Wszystko sprowadza się do jednego. Martyna. Dawno jej nie widziałam, w sumie nawet nie pogadałyśmy. Nie wiem co się wydarzyło pomiędzy nimi ale mają się zejść czy coś,bo naprawdę do siebie pasują. Z tego co wiem to chyba wyjechała na święta do Polski, więc potem z nią pogadam. Niestety chciałam też pogadać z Maxem co się między nimi dzieje, ale jeżeli to nie wypaliło, to wiem dlaczego. Ja jestem tym powodem.

Pogadaliśmy chwilę żartując.
-No dobra, to kiedy wracacie?-spytałam
-W środę tydzień po świętach-powiedział Jay, a wszyscy mu przytaknęli.
-To możemy się spotkać w czwartek o 16:00.- zaproponował Nathan
-A po co?- byłam ciekawa
-Aaaa... bo ty dziecko jeszcze nic nie wiesz... Co roku jak wracamy od rodziny to robimy wspólne święta, takie po naszemu, z prezentami, choinką i żarciem.- wyjaśnił Sykes
-Oooo fajnie.- spodobał mi się ten pomysł
-Teraz Verka zobaczy co to znaczy spędzać święta z The Wanted.- Jay podniósł ręce do góry.
-Okey, to jesteśmy umówieni.
Cały wieczór rozmawialiśmy ubierając choinkę.

W końcu nadszedł czas pożegnania. Uściskom i życzeniom nie było końca. Wszyscy żegnali się jakby jechali na koniec świata. Niby to tylko dwa tygodnie ale... I tak będę za nimi tęsknić.
-.... I pamiętaj młoda. Jesteś moją małą siostrą. Kocham cię słońce i będę tęsknić.-powiedział Tom przytulając mnie
-Ja ciebie też, nie wiem jak bez ciebie i twoich żartów wytrzymam.-odpowiedziałam
-Ale! Ale. Jak tylko przyjedziemy to mam niespodziankę. Special for you.-wskazał na mnie palcem.
-Hahahah już się nie mogę doczekać.
Pocałował mnie w policzek i odszedł. Moim oczom ukazał się Nathan. Podszedł do mnie i ucałował w czubek głowy. Spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się lekko. Ja spuściłam wzrok.
-E, e, ej mała! To tylko tydzień.- złapał mnie za podbródek.
-Wiem, ale... I tak będę tęsknić. Mam prośbę. Mógłbys coś jeszcze dla mnie zrobić?-spytałam
-Wszystko.
-Pocałuj mnie żebym potem....-nie było mi dane powtórzyć, bo chłopak spełnił moją prośbę.
-Kocham cię.-powiedziałam
-Ja ciebie bardziej.- znowu złączył nasze usta w pocałunku.
-Awwww...-usłyszeliśmy
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy nasze towarzystwo patrzące na nas z uśmiechem. Wszystkich OPRÓCZ MAXA. (Japie***le..)
-Będę dzwonić.-dodał przed wyjściem Nathan.
-Nie. To twój czas z rodziną. Ja poczekam. Naciesz się nimi bo mnie masz na codzień.
-I nadal za mało...
Uśmiechnęłam się.
-Serio?-dopytał
-Tak. Pozdrów ich ode mnie.
-Kochana jesteś.- ostatni raz dotknęłam jego ust i wyszli..........


****
Rano o 6:30 zostałam obudzona przez telefon od Jay'a. Powiedział,że będzie o 8:00.
Tak, zgodziłam się,żeby jechać do Nottingham. Nie wiem jak mnie na to namówił, ale o to jestem.
Zwlokłam się z łóżka i udałam do łazienki. Tam wyszykowałam się i ubrałam:
 

O 8:00 podjechał po mnie McGuiness i udaliśmy się na peron.


Wsiedliśmy do pociągu. Jechaliśmy niecałe 3 godziny. W końcu ok. 12:00 byliśmy na miejscu. Już znałam tą okolicę.
W Nottingham śniegu praktycznie nie było, Wszędzie unosił się zapach wilgoci,a z nieba padała mżawka. Samochody rozchlapywały zimną breję z ulic.   W  końcu dotarliśmy do domu. Była tam pewna osoba....


piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 32 ''Jesteś sama'' + Chorwacja

Obudziłam się w szpitalu. Coś za często tu jestem. Czułam się dobrze, tylko miałam lekkie luki w pamięci i rozbity łuk brwiowy. Z Nareeshą było gorzej. Poroniła. Dziecko zmarło z niewyjaśnionych przyczyn w pierwszym miesiącu ciąży. Nie było to spowodowane wypadkiem, bo Naree właśnie przez ten ból straciła panowanie nad pojazdem. Straasznie mi jej było szkoda. Sama poczułam ukłucie w sercu. Widzisz takie małe stworzonko na USG, a tutaj nagle BAM!

Siedzieliśmy w korytarzu czekając na wyjście Sivy i Nareeshy. Po chwili ukazał nam się obraz nędzy i rozpaczy- dziewczyna była zapłakana i szła wtulona w Kaneswarena. Łza zakręciła mi się w oku i spuściłam wzrok. Nathan to zauważył i mnie przytulił. W ciszy wróciliśmy do domu.

****
 Siva przez dwa tygodnie siedział u nas. Na szczęście Nareesha już czuła się lepiej psychicznie i fizycznie. Powiedziała,że jeżeli ktoś tam na górze tak chciał to ok. I mówiła,że nie była jeszcze gotowa na macierzyństwo,że od początku czuła pismo nosem. Nie była gotowa. W głębi duszy myślałam,że może dobrze,że się tak stało... Bo od początku jak się dowiedziała o ciąży wszystko co się z tym wiązało było dla niej obojętne i zbędne. Nie tak jak wszystkie przyszłe matki,które kupują łóżeczko, ubranka, zabawki i wózek. Nie, ona nie chciała o tym słyszeć. Kobieca intuicja podpowiadała mi,że ona tak naprawdę nie chce tego dziecka.


****
Mimo,że już jutro zaczynają się święta,to ja nadal nie mam prezentu dla Nathana. Nie miałam zielonego pojęcia co mu kupić. Tego dnia umówiłam się z Kelsey w galerii handlowej,żeby mi coś doradziła.
-Masz jakiś pomysł? Plan?-spytała gdy weszłyśmy do środka.
-Nope.
-Może coś do ubrania?
- Nie...To takie pospolite. A ty co kupiłaś Tomowi?
-Zegarek.
-Jeeejuu, nie pomyślałam... On mi na pewno kupi coś wyjątkowego, a ja?
-Może chodźmy tutaj- wskazała na jeden ze sklepów. - Może coś znajdziemy.
Po półtorej godziny nadal nic nie miałam i lekko podupadłam emocjonalnie. Jeszcze wyjdzie na to,że nic mu nie dam. A ja tak bardzo chciałam mu zrobić niespodziankę...
Łaziłyśmy po sklepach bez skutku gdy nagle...
-Kelsey, mam!- wbiegłam do sklepu.
Były to drogie okulary przeciwsłoneczne typu aviators.

Tanie nie były... prawie 400 funtów.
-Kelsey... -wskazałam na cenę
-Potargujemy się i wyżulimy jakiś rabat.-pociągnęła mnie do kasy.
W sumie zapłaciłam 320 funtów czyli zbiłyśmy prawie 80.
Po skończeniu zakupów i wydaniu majątku na prezent dla Sykesa pojechałyśmy do domu.
Tam pod drzwiami czekał na nas zmarznięty Jay. Chciał pogadać. Chyba nawet wiem o czym, a mianowicie o świętach. Prosił mnie żebym pojechała z nim do Nottingham.
Zaszyliśmy się w moim pokoju. On nadal ciągnął temat co mnie już wkurzało,bo sama nie  wiedziałam co robić.
-Ale mama się zgodziła... ucieszy się jak cię zobaczy...- skomlał
-Ale...
-Żadnego ale! Nie masz wyjścia. Gdzie indziej spędzisz święta? Nie masz swojej rodziny, bo przecież nie pojedziesz znowu do patologii ani nie zostaniesz wtedy w domu kiedy inni będą spędzać rodzinne święta, z dala od Londynu. Nie masz innej możliwości, jesteś SAMA. - te dwa słowa brzmiały w mojej głowie. Zdałam sobie sprawę z tego jak wiele mi brakuje do innych. Oni sobie jadą do innego miasta. Do domu. Zawsze mogą tam przyjechać, porozmawiać. Ja nie  miałam tego przywileju... Jedyne miejsca,które odwiedzałam to nasz dom i willa The Wanted. Nie miałam żadnej bliskiej osoby,która znałaby mnie dłużej niż rok. Tym zdaniem przytłoczył mnie.
Spuściłam wzrok, zrobiło mi się cholernie smutno, broda mi zaczęła drgać. Jay to zauważył. Bez zastanowienia przestał mówić i złagodniał. Spojrzał na mnie.
-Veruuu.... Przepraszam.
-...
-Przepraszam.-chciał mnie przytulić,ale się odsunęłam.
-Wyjdź, chcę być sama.
-Ale..
-Wyjdź!-krzyknęłam
Jay wyszedł ze spuszczoną głową i delikatnie zamknął drzwi.

Ja w głowie miałam tylko słowa "Jesteś sama" i moje spieprzone dzieciństwo. Było mi tak smutno... Cholernie smutno. Położyłam się i dałam upust łzom.
Leżałam i płakałam gdy nagle drzwi się uchyliły, a ujrzałam uśmiechniętą mordkę Nathana, który momentalnie zmienił minę gdy mnie zobaczył.
-Hej kochanie, co ci?- spytał obejmując mnie od tyłu
-...- nie odpowiedziałam, ale on też niespecjalnie czekał na odpowiedź.
Wybuchłam kolejną falą płaczu.
-Ciiiii...-mocniej mnie przytulił gładząc kciukiem moje ramię.
Siedzieliśmy tak w ciszy. Po kilku minutach Sykes spytał ponownie.
-Kochanie, co się stało?
-Jestem sama! Nie mam rodziny, nic!
-Co ty za głupoty gadasz. Nie jesteś sama.
-Jestem.
-Kto ci to powiedział, nigdy tak nie myślałaś.
-Ktoś.
-Jay?
-...
-Wiedziałem. On jest naprawdę... Nawet nie wiem jak to określić! Kurwa! wiesz co? Ja mu przyjebię, zobaczysz. Będzie miał prezent na święta.
Uśmiechnęłam się.
-I widzisz?
-Hmm?
-Wystarczy,że się tylko pojawię a już się uśmiechasz.- roześmiał się.- I nie jesteś sama. Masz... mam wymieniać?
-Nie.
-Masz Maxa, Sivę, Toma,który cię tak bardzo kocha, masz Kelsey, Nareeshę, Jay'a, Martina...-skrzywił się.
(moje znaczące spojrzenie)
-Noi masz przede wszystkim mnie. -wyprostował się. - Twojego ukochanego mężczyznę,którego niezmiernie kochasz i pożądasz. A co najważniejsze- TWOJEGO. Kocham cię kicia.-spojrzał mi w oczy.
-Ja ciebie też kocham. -pocałowałam go w policzek.
-E, e, ej. Tak to mnie może mama całować,a z tego co wiem ty nie jesteś moją matką.
Pocałowałam go w czubek nosa drocząc się.
-Chyba będę musiał pokazać pani jak to się robi...

5 minut później zeszliśmy na dół gdzie było całe The Wanted. Tylko po co?




#FanFriday!!    

Witam was znowu po przyjeździe z Chorwacji dostałam weny więc będzie trochę tego. Przy okazji chciałam was zapytać czy ktoś czytał książkę pt. ''Ten jeden dzień''? Warto? Bo w niedzielę będę kupować jakąś lekturę i się zastanawiam. A może macie jakieś inne godne polecenia? Czekam na odpowiedź i podsyłam wam parę fotek z Chorwacji. Buźka :*










środa, 10 czerwca 2015

Rozdział 31 "Było już za późno"

Rano obudziłam się w pokoju Nathana. Sykes jeszcze spał więc bezszelestnie wymsknęłam się z łóżka. Zaczęłam szukać mojej bielizny,ktora jak się okazało leżała rzucona w kąt. Ubrałam ją. Przed pójściem pod prysznic musiałam przykryć pana śpiącego aby nikt nie widział go nago. Po szybkiej kąpieli ubrałam się i zeszłam na dół gdzie zastałam tylko Toma.
-Hej słońce -przywitał się
-Hej-dałam mu buziaka w policzek
-No, widzę że humor od rana dopisuje. Ciekawe czemu?
-Dobrze przespanej nocy
-Przecież. Nie wiesz? Hahaha
-Wszyscy śpią?-spytałam
-Tak.
-Co zjemy?
-Ja już jadłem bo wstałem o 6:00, ale jak ty chcesz to jedz. Ja ci dotrzymam towarzystwa
-Ok. Jak tam se chcesz...-nasypałam płatków do miski i zalałam mlekiem.
-A więc -zaczął Parker
-Co?
-A więc ty i Nathan
-Wysłów się
-To tak na poważnie?
-No. Głupie pytanie...
-No bo Martin. Widać po nim że się mu podobasz.
-Noi?? Dla mnie jest on tylko przyjacielem i nikim więcej.
-Aha. To dobrze. Bo z Nathanem naprawdę tworzycie wspaniałą parę.
-Dzięki. A co tam u was?
-Po staremu. Zaczynam myśleć o tym czy nasz związek nie jest za stary. Znamy się jak łyse konie i nie ma już u nas żadnych niespodzianek.
-Jak to "za stary" ? Ile jesteście razem?
-3 lata
-No właśnie to nie jest tak dużo ale ją kochasz prawda?
-Pewnie ale nie wiem potrzebujemy czegoś innego. Urozmaicenia.
-Ale w jakim sensie?
-No w tym tym i ogólnie.
-Aha. No to myśl bo szkoda by was było.
Tak zjadłam śniadanie i poszłam umyć zęby. Była wtedy godzina 8:42. Postanowiłam obudzić księcia. Po cichutku wślizgnęłam się do jego pokoju i chciałam go obudzić. Usiadłam na nim i delikatnie pocałowałam jego nieruchome usta. Szepnęłam mu do ucha muskając nosem policzek:
-Wstawaj.... Czekam na ciebie....
Gdy ten nie dawał znaków życia postawiłam na radykalne kroki. Jak gdyby nigdy nic krzyknęłam:
- Wstawaj jest 12:00 za chwilę idziesz do studia!!!
Momentalnie otworzył oczy.
-Cco?? Już tak późno?-spytał zdezorientowany
-Nie. Jest koło 9. Inaczej cię dobudzić nie można.
-Jeeezzuuu... Wystarczyło spróbować
-Próbowałam
-Dobra. O której wstałaś księżniczko?
-O 7:30-powiedziałam
 z dumą
-Nowość. Wiesz jak bardzo cię kocham?- przytulił mnie
-Nie wiem.
-Bardzo bardzo bardzo.
-Co masz dzisiaj w planach?-spytałam
-Mam sprawy z chłopakami umówiliśmy się na 13:00.
-A, to spoko. Nie powinieneś już wstawać?
-Może i tak ale nie chce mi się.
-Ty śmierdzący leniu! Tylko byś spał.
- Nie tylko.- uśmiechnął się diabelsko
-Jeeezuuu...
-Co?
-Mam pomysł.
-Jaki?
-Może nie będę już do ciebie przychodzić to będzie ci lepiej wstać. Wyśpisz się...
-Bardzo śmieszne -powiedział z sarkazmem
-Wiem. Przecież jestem taka zabawna.
-I nie tylko.
-???
-Jesteś też śliczna, inteligentna,moi znajomi cię lubią i jesteś dobra w....
-Nie kończ.-zarumieniłam się
-I do tego świetnie całujesz - zaczął mnie łapczywie całować
-Wiesz,że i tak musisz wstać?
-Ku*wa.-zaklął
Ja rzuciłam w niego bokserkami
-Jest w pół do 10. Jeżeli chcesz zdążyć to radzę ci się ubrać bo tobie to długo zajmuje...
-Sucz z ciebie...
-Też cię kocham -wysłałam mu buziaka i wyszłam z pokoju.
-Hej. Możemy pogadać?-spotkałam Nareeshę
-Hej. Jasne-uśmiechnęłam się
Usiadłyśmy w salonie. Nikt się tam nie znajdował więc nikt nam nie przeszkadzał
-No bo dzisiaj mam wizytę u ginekologa. A chłopaki mają jakiś koncert w szpitalu dla dzieci więc Siva nie może pójść ze mną. Więc moje pytanie jest takie. Czy pójdziesz ze mną za 10 minut? Ja prowadzę.
-Jasne. Tylko powiem że wychodzę.
-Ok
-WYCHODZĘ!!!-wydarłam się
W drzwiach pojawił się Nathan w samych spodniach. Znowu...
-Ale jak to? Gdzie idziesz?-spytał
-Damskie sprawy.
Zszedł szybkim krokiem ze schodów i podbiegł do mnie.
-Zadzwonię jak skończymy nagrywać.- pocałował mnie czule i przytulił
Zdziwiłam się,bo Nareesha mówiła że będą mieli koncert w szpitalu. Ale nie wnikam. Może się pomyliła...
-Oki. Kocham. Pa!
-Narazie.
Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do samochodu. Jechałyśmy spokojnie. Na miejscu weszłyśmy do przychodni i od razu udałyśmy się do gabinetu.
-Dzień dobry. Pani McCaffrey?
-Tak.
-Dobrze,a koleżanka?-spytał doktor
-Przyjaciółka.
-Dobrze. Proszę usiąść a panią zapraszam na fotel. Zrobimy badanie USG.
Po 5 minutach kazali mi przyjść do biurka z komputerem. Na monitorze widniał obraz z badania. A na nim malutkie żyjątko. Aż nie do uwierzenia że taki mały gnojek będzie częścią naszej paczki. Będzie miał przesrane z tyloma nienormalnymi wujkami i ciocią? Hahaha.
Wyszłyśmy z przychodni i wsiadłyśmy do samochodu.
-Chłopiec czy dziewczynka?
-Nie wiadomo jeszcze. To dopiero 3 miesiąc.
-Szkoda. Dobra jedźmy do domu .
Wyruszyłyśmy w drogę powrotną. Nagle zaczął mocno sypać śnieg. Prawdziwa zamieć śnieżna. Przez chwilę nic nie było widać. Przestraszyłyśmy się a Nareesha podwójnie. Nagle syknęła z bólu złapała się za brzuch i straciła przytomność. Chciałam złapać kierownicę ale było już za późno........
......

)

)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział 30 "Ktoś tu przypakował"

A był to Martin. Lubiałam go więc się ucieszyłam na jego widok. W przeciwieństwie do Nathana,bo z tego co mi powiedziął można wywnioskować,że JA podobam się Martinowi. Bez ceregieli usiedliśmy w stoliku przy szybie na drugą część galerii. Zamówiliśmy pizze,a czekając na posiłek odwiedził nas wcześniej wspomniany kolega i dosiadł się do nas.
-Hej wszystkim.-przywitał się
-Hej,co tam?-spytałam
-Wróciłem ze stanów, ale wracam tam na święta. Co? Widzę,że wy tez szykujecie sie. Macie już prezenty dla wszystkich?-spytał
Wtedy sobie przypomniałam. Nie mam dla niego prezentu. Postanowiłam,ze jutro wyciągnę Kelsey na zakupy i kupię Nathanowi i Martinowi jakiś drobiazg.
-To znaczy prawie.-spojrzałam wymownie na Sykesa
-Aha. Ja już mam dla wszystkich.-ten spojrzał na mnie
-Gdzie spędzacie święta?-dodał
Wtedy mnie zagiął. Nie miałam pojęcia. Nie wiedziałam,czy jadę z Jay'em do domu, czy może coś innego.
-Jeszcze trochę czasu...
Wtedy przyszła kelnerka z naszą pizzą. A Martin odszedł i wyszedł z restauracji.
Po chwili odezwął się Nathan.
-Czy on musi się wpieprzać w nie swoje sprawy?
-O co ci znowu chodzi?
-O nic,ale jak tylko on się pojawia,to mnie wnerwia.
-Więc się uspokój.
-Wiem,wiem...
Zjedliśmy pizze i pojechaliśmy do domu. Według obietnicy do domu The Wanted.
-Siema!!-krzyknęłam gdy weszliśmy.
-O!! Veeeroonica!!-przywitał mnie Jay i Tom.
Na zegarku była już godzina 18 wiec na dworze już było ciemno. Mieliśmy zamiar obejrzeć film. Ale nie było nam to dane,bo.... Wysiadł prąd.
Z tego względu,ze boję się ciemności pisnęłam i złapałam się pierwszej,lepszej osoby.
-Młoda,nie przesadzaj,to tylko brak prądu. To normalne.-powiedział Siva
-Jej to nie pomoże,ona nawet boi sie kotów.-powiedział Jay za co na pewno dostanie
-Ccoo??!!-wydarł się Tom
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Takie słodkie,małe kicie,a ty się ich boisz??? Hahahhahaha-wydukał Nathan
-Każdy ma swoje lęki.-stwierdziłam
-Mooze,ja zaświecę świeczki bo nie lubię jak jest ciemno.-powiedział Jay i bobiegł po zapalniczkę. Już po chwili pomieszczenie rozbłysło ciepłym blaskiem świec,a nasze spotkanie podczas braku prądu zamieniło się w wieczór zwierzeń.
-To czego się boicie?-spytał Max
-Ja boję się ciemności i nietoperzy.-powiedział Jay
-A ja pająków. Wszystkich.-wyznał Siva
-Ja nie czuję się pewnie przy wielkich budynkach,mam wrażenie,że zaraz się zawalą.-powiedział Tom
-Trudno wyznać,ale ja boję się duchów.-powiedział Nathan
-Przecież duchy nie istnieją...-Jay
-Mam traumę z dzieciństwa, po śmierci mojej babci bałem się spać sam w pokoju. Bałem się,ze nagle się pojawi jej duch.
-Za dużo telewizji-stwierdził Tom
-Wiem,bo nikt nie wierzy w duchy,ale ja się boję,że je zobaczę.
-Ok. Teraz Veronica. Czego ty się cykasz?-spytał Siva
-Macie czas?-spytałam z uśmiechem
-Jasne,nawijaj
-A więc boję się ciemności, kotów, bycia samej w nocy, nie lubię też szczurów i starych piwinic.
-Łał... trochę dużo
-Wiem,ale sie nie śmiejcie ze mnie ok?
-Dobra,dobra...
-To może już pójdziemy spać?-spytał mnie Nathan
-Tsaaa... Spać, mhm napewno...-powiedział podejrzliwie Tom
-No tak,a co ty myślisz.
-Ty już dobrze wiesz o czym ja myślę...
-Doobra,weź. To,że wy jesteście zboczeni i myślicie tylko o jednym to nie znaczy,ze taki też jestem.-powiedział Nathan,wziął mnie za ręke i zaprowadził na schody.
-Też taki jesteś...-stwierdziłam
-Co? Ja?
-A kto myśli tylko o jednym i poszedł ze mną na zakupy tylko po to abym została na noc?
-No to chciałem,żebyś tylko uraczyła mnie swoją obecnością.
-Tsa...
Weszliśmy do pokoju Nathana.  Ja stwierdziłam że pójdę się wykąpać bo zmarzłam. Po 15 minutach wróciłam do Sykesa w piżamce składającej się z moich majtek i t-shirtu Nathana. Ułożyłam swoje ubrania na fotelu i rozczesałam włosy. Nagle coś musnęło moją szyję. Był to mój chłopak bez koszulki,w samych dżinsach. Wyglądał mega seksownie.
-Ktoś tu przypakował ? -wskazałam na jego klatę
-No wiesz. Jak się ma dla kogo...
-Ou... Dla mnie?
-Co? Nieee. Chciałem jakoś wyglądać dla tych pięknych i seksownych dziewczyn w klubie sportowym. Niektóre coś próbowały zagadać ale musiałem się powstrzymać żeby ich nie wziąć.-powiedział z diabelskim uśmiechem
-Debil-dźgnęłam go łokciem i odeszłam od niego.
-Hahaha -zaśmiał się
-Jesteś nienormalny.-uśmiechnęłam się
-Wiem-przytulił mnie-oczywiście że dla ciebie Veru-pocałował mnie czule
-No ja myślę.
-To ten... Łóżko czy łazienka ? -spytal z nosem przy moim uchu.
-Nie. Wcale nie jesteś zboczony
-A więc? -ciągnął dalej
-Jak już jesteśmy przy tym pierwszym...

sobota, 4 kwietnia 2015

"Ty, ja, zakupy... ''- Rozdział 29

Nathan poszedł do domu. Ja udałam się na odprężającą kąpiel w blasku świec. Tak zwane domowe spa. Wiecie o co chodzi. Maseczki,peelingi,balsamy i kremy... Po godzinie wyszłam z łazienki ubrana w piżamkę. Włosy zawinęłam w turban i udałam się do swojego pokoju. Tam spotkał mnie przyjemny zapach perfum mojego chłopaka. Jak zawsze,nosił je w kieszeni i przed każdym wyjściem z domu psikał się hektolitrami zapachu. Nie wiem po co mu to,ale jeżeli używa tego na podryw, to mu się udało... ;)
    Rozczesałam włosy ale ich nie suszyłam z czystego lenistwa. Usiadłam na łóżku i przykryłam się kołdrą. Wzięłam telefon do ręki, a tam...mnóstwo powiadomień z Tweetera. Co dziwne,nie miałam konta na TT. Po chwili okazało się,że to Nathan używał mojego telefonu ( nawet nie wiem kiedy ) i sierota się nie wylogował. Mogłam prześledzić jego historię. Co mnie zdziwiło to, to że jego ostatnie 4 posty brzmiały tak:
1) ''Wspaniale spędzony czas z najlepszą osobą na świecie. If you know what I mean..."
2) ''Nie ważne jak ważne że- Kocham Cię"
3) ''Mała,uparta,wredna,ale jednak najlepsza''
4) ''Dlaczego nie wiem co mam z tym zrobić? Dlaczego mnie ignoruje? :( ''
Nie było wątpliwości,że to wszystko o mnie. Nie byłabym sobą gdybym nie napisała karniaka za nie wylogowanie się.
-" Ale ze mnie ciota, nie wylogowałem się z telefonu mojej misi"-poszło!
Teraz tylko czekać na efekty. Napisałam tylko do Nathana "Dobranoc xx" i nie czekając na odpowiedź zasnęłam.................................
.............................
Obudziłam się o 9:00. Ubrałam się w to:
 http://img.stylistki.pl/sets/stylizacja-na-zime-1373628635-s324609.jpg?v=0 Z tego względu,że zbliżały się święta chciałam pójść na zakupy po prezenty. Ale potem przypomniało mi się,że umówiłam się z Nareeshą w galerii dlatego pomimo mrozu poszłam do domu The Wanted aby spelnić swoją powinność i pogadać z Sivą na temat ciąży Nareeshy. Nie wiem czy dam radę ale spróbuję.
Weszłam do chaty chłopaków bez pukania bo... no właśnie nie wiem czemu. Może dlatego,że czułam się tam jak u siebie.
-Eldo!!-krzyknęłam od progu
-Kto tam?-spytał Jay piskliwym głosem.
-Zgadnij!
-Veronica?!! No wkońcu! Gdzie ty byłaś jak ciebie nie było?-przytulił mnie
-Hej bracie.
-Nathana nie ma.-powiedział, na co się zdziwiłam.
-A ja nie do niego.
-What the fuck?!
-Ha, jest Siva?- spytałam
-Nio, jest, a co?-spytał podejrzliwie.
-Mam do niego sprawę. Jest u siebie?
-Tak. Jakby Nathan wrócił mam mu powiedzieć,że jesteś czy incognito?
-Możesz powiedzieć,mi to tam wisi.-udałam się na schody.
Zapukałam do pokoju Kaneswerana.
Cisza.
Zapukałam po raz drugi.
-Wejść!-odezwał się
Weszłam,ale to co tam zobaczyłam zdziwiło mnie,ale też ucieszyło. Była tam Nareesha. Nareesha,która była przytulona do Sivy.
-Noi moja rola z głowy.-powiedziałam i się uśmniechnęłam.
-Dzięki Veruś ale nie wytrzymałam. Spotkamy się w domu?-spytała mulatka
-Jasne,do zobaczenia.
Wyszłam z jego pokoju. A właśnie w tym momencie do domu wszedł Nathan. Był cały w śniegu jak bałwanek ^.^ Gdy odwieszał zaśnieżoną kurtkę zasłoniłam mu oczy mówiąc:
-Zgadnij kto to?
-Hmm.. Max.-zaśmiał się
-Nie.
-No kto mógłby mieć tak samo lodowate dłonie jak ty?
-Kto?
-Vercia. -odwrócił się i pocałował mnie czule.
-Masz może plany na za godzinę?-spytałam
-Nie,ale znając życie to ty coś wymyśliłaś.-rozgryzł mnie
-Mooooże...
-Nawijaj.
-Ty, ja, zakupy.-zrobiłam gest dłonią jakbym coś przedstawiła
-No nie....
-Proszę.
-Nie.
-Ale dlaczego?
-Bo nienawidzę łażenia po sklepach bez sensu i celu. Nie i kropka.-usiadł na kanapie włączając telefon.
Myślałam jak go podejść i chyba miałam pomysł...
Usiadłam na nim okrakiem i zaczęłam całować delikatnie jego policzek.
-Nadal nie.-upierał się
Przeszłam więc do jego szyi.
-Boooże... Po kim ty jesteś taka uparta?-spytał
-Od kogoś się nauczyłam.-cmoknęłam go w usta
-Uczeń przeróśł mistrza...-stwierdził
-To co, jedziemy?-miałam nadzieję
-Ubieraj się.-powiedział zrezygnowany
-Juuupi!!
Pobieglam do przedpokoju i ubrałam się. Nathan zrobił tak samo i razem wyszliśmy z domu. Trafiliśmy na moment kiedy zaczął mocno pruszyć śnieg. Prosto w twarz. Wsiedliśmy do samochodu.
-A co ja będę z tego miał?-spytał po chwili.
-A... co byś chciał?
-Hmmm,może zostaniesz u nas na noc?-powiedział z nosem przy mojej szyi
-Nie wiem,może, może...
-No i o to mi chodziło!
Pojechaliśmy do galerii. Mieliśmy zamiar kupić prezenty dla naszych przyjaciół.
-To najpierw dla kogo?-spytałam
-Może dla Toma,bo z nim pójdzie najprościej.
-Okey.

A więc po 4 godzinach kupiliśmy prezenty dla wszyystkich. No prawie poza Nathanem bo z nim to raczej by nie było niespodzianki.
Nagle mój brzuch dał się we znaki.
-Głodna jestem...-jęczałam
-To co zjemy?
-Pizza?-zaproponowałam
-Spoko.
W pizzerii spotkaliśmy pewną osobę,której jedno z nas nie chciało wtedy spotkać.............................................................................







Jak wam się podoba? Zapraszam do komentowania i do nexta kochani <3
                                                      Dreamer_W

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 28 !! "Przepraszam"

Potrzebowałam chwili aby wydobyć choć jedno słowo.
-A aale jak??-dopytywałam
-No normalnie,chyba chodziłaś do szkoły??
-Nie o to mi chodzi!
-Zrobiłam 3 testy i wszystkie są pozytywne!!-krzyknęła z rozpaczy
Bardzo jej współczułam,ale przypomniało mi się co zrobiła Sivie.
-Skąd mam pewność,że to dziecko Sivy??
-Nie masz,wiem. Ale są badania,prawda? Ja nie zdradziąlm Sivy,kocham go. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. To był impuls,teraz żałuję tego cholernie i chciałabym cofnąć czas,ale wiem też,że nie da się. Dlatego proszę cię o pomoc,przygotuj Sivę na tą wiadomość,proszę.-jej głos brzmiał jakby błagała mnie o litość
Nie wiem dlaczego ale wtedy zrozumiałam jej uczucia,już nie raz kłóciłam się z Nathanem o Martina,Maxa... Wiem co oznacza zazdrość w związku i nie życzę tego nikomu.
-Ok,ale nie licz na zbyt wiele Spotkajmy się jutro o 17:00 w galerii koło New Yorkera.
-Dziękuję,napewno będę.
-Narazie.
-Pa,pa.

Po tym telefonie miałam jeszcze większego bulwersa niż przed. Miałam ochotę każdego strzelić w twarz. Każdy,kto coś do mnie powiedział miał przesrane bo to WSZYSTKO mnie denerwowało. Czułam nieuzasadnioną złość,która sięgnęła zenitu gdy w moich drzwiach stanął Nathan.
-Hej.-przywitał się
-Nara.
-Veronica,musimy pogadać.-nie zważając na moją obojętność wszedł do mojego pokoju i zamknął drzwi na klucz.
Usiadł przede mną na krześle biurowym.
-A więc...-zaczął
-Co?
-A więc o co Ci chodzi??-spytał
-Mi? O nic,przecież jest wszystko okey.-powiedziałam z sarkazmem
-Znam cię dobrze. Nie wyjdę z tąd dopóki mi nie odpowiesz.
-Jeszcze się głupio pytasz?! Szpital, Ariana, ja... Coś ci to mówi?!-krzyknęłam
-No.
-Widząc co dziewczyna,której się podobasz krzywdzi mnie czyli osobę,którą jak sądziłam kochasz, odpowiadasz: To było nie fair albo Przecież nic takiego się nie stało... No proszę cię!! Może powinieneś teraz być u niej!
-Przestań być tak chorobliwie zazdrosna!!!-krzyknął
-Mhm... Odezwał się, ten który nigdy nie był zazdrosny i nigdy mi nie powiedział,że sypiam z Martinem!!
-Będziesz mi teraz wypominać??!!
-Tak,a co?? Zabronisz mi?!!
-Nie,nie zabronię,ale to ty cały czas masz coś do Ariany!
-A co może nie powinnam??!!
-Nie.
-A to niby dlaczego??
-Bo to ciebie kocham,jak możesz w to wątpić??
-Muszę mieć ku temu powody...
-Verka, to Ciebie KOCHAM!!-podszedł do mnie i ujął moje dłonie swoimi.
Dotknęłam plecami ściany. Nasze usta były coraz bliżej. Chciałam tego. Cholernie tego chciałam. Chciałam aby nasze usta się wkońcu złączyły. Zawsze tak się czuję po naszej kłótni. Zawsze go pragnę jeszcze bardziej.
-Przepraszam.-szepnęłam
Wtedy nasze usta się złączyły w pocałunku. Przepełnionym miłością i pragnieniem bliskości. Nie był to zwykły,codzienny pocałunek. Miał w sobie coś niezwykłego,magicznego. Tak jakby czas stanął w miejscu. Byliśmy tak blisko,że czułam na sobie mocne,przyspieszone bicie serca Nathana. Miałam w głowie tylko jedno: KOCHAM GO.
          Oderwaliśmy się od siebie. Nasz wzrok spotkał się na dłuższą chwilę. Jego źrenice powiększały się.
-Jesteś najlepszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałem. Kocham Cię,kocham cię bardziej niż myślisz.-powiedział i pocałował mnie w czoło.
Wtuliłam się w niego. Mogłabym tam spędzić wieczność. Tam, w ramionach Nathana,z którym mogłam się kłócic jak stare małźeństwo, bawić jak dzieci i całować jak na pierwszej randce. Tak,to właśnie jest MIŁOŚĆ.









 Hej!!! Dzięki za przeczytanie. Już jutro dwa albo trzy rozdziały. Czekam na komentarze i do nexta!! <3  
                                                          Dreamer_W

POOOOWRACAM :DDD

Aaaaaaaa więc!!!!! Suprise madafaka! Powracam na tego blooga!!!!!!!
Dalsze losy Veronici, Nathana, The Wanted,Kelsey i Nareeshy! Kontynuacja opowieści i dalsza historia bohaterów, już za chwilę pojawi się kolejny rozdział!! Wypatrujcie kolejnych i do zobaczenia,trzymajcie się!!










Kurde,rozpisałam się jak na plakacie filmowym. A,jak kurde!!
                    
                              Dreamer_W