-Co się stało?- przestraszyłam się
-Ty byłaś pierwsza, mów.
-Okey, a więc.
-Poczekaj.- usiadł koło mnie i objął ramieniem.- Mów.
-Chodzi o Jay'a i jego rodzinę.
-Waszą.- poprawił mnie
-Tak,tak wiem. Chodzi o to,że byłam tam ale nie byłam, rozumiesz?
-Nie.- przyznał od razu
-No nie potrafię być przy nich sobą. Traktują mnie jak rodzinę, ale... ja nie potrafię ich tak traktować. Czuję się jakbym była tam nie potrzebna, jak ktoś kto się wtrąca w sprawy rodzinne.
-Kicia...
-Nie mów tak na mnie.
-Czemu? Pasuje do ciebie.
-Nathan!
-Co?
-Ja ci tutaj mówię o swoich problemach,a ty mi tutaj wyskakujesz z kicia!
-To ty masz z tym problem!
-Nie podnoś na mnie głosu!
-A ty możesz?
-Nathan!
-Veronica!
-Nie wiem po co ci o tym wszystkim opowiadam!
-Ty odkąd się pojawiłaś masz same problemy!
-Może miałam powód! Znasz moją przeszłość!
-Tak, znam. Ale nie wiedziałem,że jak tylko przyjedziesz będziesz przynosić same problemy!
-Tak?! A niby jakie?!
-Hmm. Przez ciebie zespół by się rozpadł! Wiesz co, to że jesteś dzieckiem z patologii, to nie znaczy,że wszystkie problemy dotyczą ciebie i nie musisz się na mnie wyżywać ani wszystkiego tym tłumaczyć!! Nie moja wina,że twoi rodzice to pijacy i ćpuny, ani to że byłaś bita. Mama się zdziwi jakich to ma nowych członków rodziny!-krzyczał
-Nie masz prawa tak o mnie mówić!- cała drżałam, zaciskałam pięści. Rozpłakałam się.
Nathan spojrzał na mnie.
-Nie.... Proszę nie. Ja tak nie myślę.
-Właśnie pokazałeś co o mnie myślisz.-szepnęłam
Chwyciłam kurtkę i wybiegłam z domu.
Szłam szybkim krokiem przed siebie. Nie znałam tego miasta więc nie wiedziałam gdzie idę. Była godzina 12:00. Mróz mocno trzymał, śnieg zaczął prószyć. Chodziłam bez celu przez 2 godziny płacząc. W końcu uspokoiłam się i zorientowałam się że jestem w parku. Nikogo prawie nie było. Gloucester w tej części miasta nie jest zbyt obleganym. Na termometrze miejskim temperatura wskazywała -9 stopni Celsjusza. Jak na Anglię to zima stulecia. W kieszeni miałam portfel więc poszłam do pobliskiej kawiarni. Zamówiłam sobie dużą kawę z mlekiem. Siedziałam tam do 15:00 przeglądając Internet. Przez ten czas Nathan dzwonił do mnie 53 razy. Ani razu nie odebrałam. Wysłał mi też 33 smsy. Nie odpowiedziałam. Pokazał co o mnie myśli. Jestem dla niego dzieckiem z patologii, które ma ojca ćpuna, matkę alkoholiczkę i ma wieczne problemy których jeszcze przysparza innym. Nie czułam złości ani gniewu. Byłam smutna, zawiedziona, nienawidziłam go. Mój własny chłopak tak o mnie myśli. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie do stanu depresyjnego. Chciałam stąd uciec, wrócić do Londynu, do Kelsey i Toma. Mogłam z nimi pogadać a oni stanęli by za mną murem. Patrzyłam na pary zakochanych i szczęśliwych. Zastanawiałam się nad zerwaniem. To nie jest miłość gdy jedna osoba myśli o drugiej takie rzeczy.
Znowu chodziłam bez celu. Na dworze zapanował mrok. Zrobiło mi się zimno. I to bardzo. Mój telefon znowu zadzwonił, a był to Nathan. Wrzuciłam telefon do kieszeni. Czułam żal do niego. Kochałam go i chciałam z nim być. Myślałam że on też mnie kocha.
PERSPEKTYWA NATHANA
Kurwa. Co we mnie wstąpiło?! Jak ja mogłem jej coś takiego powiedzieć? To prawda. Byłem zdenerwowany od rana do tego Scooter napisał że już nigdy więcej nie będziemy współpracować. Nagle wszystko się wali. Tom jest chory i to poważnie na płuca, ale to pewnie od jarania... Max ma focha na mnie i ogólnie widziałem jak znowu patrzył na Veronicę. Koleś mnie totalnie wkurza. Siva dostał kontrakt w Mediolanie jako model. Wyjechał wczoraj a kontrakt jest na rok. Kelsey siedzi w szpitalu przy Tomie. Nareesha już dawno jest w Nowym Yorku. Do tego nie wystąpimy jutro na Jinglle Bell Ball, bo bez menadżera nie możemy. Dlaczego? No bo nie, wyjebane. I co najgorsze zraniłem Veronicę, moją Veronicę. Do tego nie wiem gdzie jest. Ona nie zna Gloucester. Nie wie że są tutaj takie ulice których nie radziłbym zwiedzać. Roi się tam od dilerów, mafii, pijaków bezdomnych, dziwek i tych którzy naganiają do pracy w agencji towarzyskiej. Nieciekawe typy. Błagam.... Żeby ona tam nie poszła..... Boję się o nią. Cholernie się boję. Mam żal do siebie że jej to powiedziałem. Szedłem szybko. Mijałem kolejne odcinki miasta i nic. Aż tu nagle... Veronica jeezu. Nic jej nie było. Podbiegłem do niej.
-Veronica? Wiesz ile cię szukam ? Przepraszam...
-Ej koleś... Nie wiem kim jest Veronica ale ja ją napew.... O boże to ty Nathan Sykes!!!! Kocham cię!!!- wykrzyczała
No zajebiście, psychofanka.
Ale dla sprostowania! Uwielbiam fanki i fanów. Lubię się z nimi spotykać. Ale nie teraz. Kurwa nie teraz!!
-Aha... Fajnie... Muszę już lecieć. - powiedziałem
-Co? Nie!!! Dasz mi autograf?
-Jasne, tylko szybko.
Spodziewałem się że będzie szukać godzinę jakiejś kartki w torebce. Ale myliłem się. Ona uwydatniła swój biust i podała mi marker.
-Co?
-No podpiszesz?
Podpisałem się jej na ręce którą trzymała bluzkę.
-Ejj!
-Narazie!!!
Pobiegłem dalej. Zatrzymałem się na rynku. Straciłem wiarę że kiedyś ją znajdę. Było ciemno i zimno. Veronica jest zmarzluchem więc boję się o nią. Chciałem ją przytulić, oddać kurtkę, pocałować... Cokolwiek! Usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłonie. Myślałem o tym że gdzieś tam ona jest. Sama, zmarznięta i smutna, może i nawet płacząca. I to wszystko przeze mnie.
PERSPEKTYWA VERONICI
Skręciłam w prawo. Było tam sporo dziwnych ludzi. Szczerze mówiąc to trochę się bałam. Co ja gadam! Serio się bałam. Jacyś goście lustrowali mnie wzrokiem z góry na dół posyłając sobie znaczące spojrzenia. Wąska uliczka nie pomogła. Czułam się skrępowana i bałam się że mi coś zrobią. Przyspieszyłam kroku a dołączył do mnie jakiś gościu z fajką.
-A czemu taka dziewczyna chodzi sama?-spytał sepleniąc
Nic nie odpowiedziałam
-Ładna jesteś. Co powiesz na to żebym ci pokazał gdzie mieszkam?
-Spieszę się.
-Aaaaa taaam...
Zaczęłam biec. On też. Przeraziłam się. Jak na pijanego szybko biegł. Serce mi waliło ze strachu. Śnieg prószył mi w oczy. Po chwili nic nie widziałam tylko biegłam przed siebie. Nagle gdy czułam jego oddech na ramieniu wpadłam na kogoś.
-Chodź tutaj- powiedział i pociągnął mnie za rękę do parku.
Po chwili ten który mnie gonił ustąpił a ja odetchnęłam z ulgą.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nathana. To on był tym gościem na którego wpadłam.
-Nic ci nie jest?- spytał
-Nie.
-Veronica...
-Co? Znowu miałam problem? Znowu ci ich przysporzyłam?
-Przecież wiesz że nie o to chodzi..
-A o co?
-Chodź, pogadamy w domu. Zimno ci napewno.
-Nie. Nigdzie z tobą nie idę.
-A więc pogadamy tutaj.-Veronica. Posłuchaj. To co dzisiaj ci powiedziałem to...
-Że jestem z patologii itd...
-To nie miało tak brzmieć. Ja... Ja byłem zdenerwowany przez Scootera który zerwał z nami kontrakt, chorobę Toma, bulwers Maxa, wyjazd Sivy i odwołany koncert Jingle Bell Ball. Ja poprostu wybuchłem. To wszystko mnie przerasta. Ale te wszystkie kłopoty razem wzięte nie są tak bolesne jak myśl że ty się gdzieś tam tułasz w mrozie po nieznanym mieście... Smutna, nienawidząca mnie i płacząca. I to przeze mnie... Przepraszam Veru... Przepraszam z całego serca. Kocham cię.
-I co? Myślisz że zapomnę o tym co powiedziałeś? Że ci uwierzę? A co jeśli nadal tak myślisz?
-Na początku tak myślałem, to fakt. Ale teraz żałuję tego, bo znam cię i wiem jaką osobą jesteś. Ja ci wielu rzeczy nie mówiłem, a ty? Zaufałaś mi i mówiłaś o wszystkim. Jestem ci za to wdzięczny.
-Dobra, skoro tak myślałeś na początku to dlaczego mi to powiedziałeś dzisiaj?
-Bo byłem zdenerwowany i coś we mnie pękło. Przypomniało mi się to i... Ja musiałem. Chciałem żeby ktoś w końcu poczuł się podobnie. Bo ja przeżyłem to samo..........
Jejkuuu...rozdział w prost NIESAMOWITY!!!♥♥♥ No ale w takim momencie przerwałaś?! No wiesz tu co?... Pisz mi tu szybciusio nexta ♥♥♥ :**
OdpowiedzUsuńŚwietnyyy!!!!! :*** Dawaj nexta ;**
OdpowiedzUsuń