wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 36 "Kicia"

-Co się stało?- przestraszyłam się
-Ty byłaś pierwsza, mów.
-Okey, a więc.
-Poczekaj.- usiadł koło mnie i objął ramieniem.- Mów.
-Chodzi o Jay'a i jego rodzinę.
-Waszą.- poprawił mnie
-Tak,tak wiem. Chodzi o to,że byłam tam ale nie byłam, rozumiesz?
-Nie.- przyznał od razu
-No nie potrafię być przy nich sobą. Traktują mnie jak rodzinę, ale... ja nie potrafię ich tak traktować. Czuję się jakbym była tam nie potrzebna, jak ktoś kto się wtrąca w sprawy rodzinne.
-Kicia...
-Nie mów tak na mnie.
-Czemu? Pasuje do ciebie.
-Nathan!
-Co?
-Ja ci tutaj mówię o swoich problemach,a ty mi tutaj wyskakujesz z kicia!
-To ty masz z tym problem!
-Nie podnoś na mnie głosu!
-A ty możesz?
-Nathan!
-Veronica!
-Nie wiem po co ci o tym wszystkim opowiadam!
-Ty odkąd się pojawiłaś masz same problemy!
-Może miałam powód! Znasz moją przeszłość!
-Tak, znam. Ale nie wiedziałem,że jak tylko przyjedziesz będziesz przynosić same problemy!
-Tak?! A niby jakie?!
-Hmm. Przez ciebie zespół by się rozpadł! Wiesz co, to że jesteś dzieckiem z patologii, to nie znaczy,że wszystkie problemy dotyczą ciebie i nie musisz się na mnie wyżywać ani wszystkiego tym tłumaczyć!!  Nie moja wina,że twoi rodzice to pijacy i ćpuny, ani to że byłaś bita. Mama się zdziwi jakich to ma nowych członków rodziny!-krzyczał
-Nie masz prawa tak o mnie mówić!- cała drżałam, zaciskałam pięści. Rozpłakałam się.
Nathan spojrzał na mnie.
-Nie.... Proszę nie. Ja tak nie myślę.
-Właśnie pokazałeś co o mnie myślisz.-szepnęłam
Chwyciłam kurtkę i wybiegłam z domu.


Szłam szybkim krokiem przed siebie. Nie znałam tego miasta więc nie wiedziałam gdzie idę. Była godzina 12:00. Mróz mocno trzymał, śnieg zaczął prószyć. Chodziłam bez celu przez 2 godziny płacząc. W końcu uspokoiłam się i zorientowałam się że jestem w parku. Nikogo prawie nie było. Gloucester w tej części miasta nie jest zbyt obleganym. Na termometrze miejskim temperatura wskazywała -9 stopni Celsjusza. Jak na Anglię to zima stulecia. W kieszeni miałam  portfel więc poszłam do pobliskiej kawiarni. Zamówiłam sobie dużą kawę z mlekiem. Siedziałam tam do 15:00  przeglądając Internet. Przez ten czas Nathan dzwonił do mnie 53 razy. Ani razu nie odebrałam. Wysłał mi też 33 smsy. Nie odpowiedziałam. Pokazał co o mnie myśli. Jestem dla niego dzieckiem z patologii, które ma ojca ćpuna, matkę alkoholiczkę i ma wieczne problemy których jeszcze przysparza innym. Nie czułam złości ani gniewu. Byłam smutna, zawiedziona, nienawidziłam go. Mój własny chłopak tak o mnie myśli. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie do stanu depresyjnego. Chciałam stąd uciec, wrócić do Londynu, do Kelsey i Toma. Mogłam z nimi pogadać a oni stanęli by za mną murem. Patrzyłam na pary zakochanych i szczęśliwych. Zastanawiałam się nad zerwaniem. To nie jest miłość gdy jedna osoba myśli o drugiej takie rzeczy.
Znowu chodziłam bez celu. Na dworze zapanował mrok. Zrobiło mi się zimno. I to bardzo. Mój telefon znowu zadzwonił, a był to Nathan. Wrzuciłam telefon do kieszeni. Czułam żal do niego. Kochałam go i chciałam z nim być. Myślałam że on też mnie kocha.
PERSPEKTYWA NATHANA
Kurwa. Co we mnie wstąpiło?! Jak ja mogłem jej coś takiego powiedzieć? To prawda. Byłem zdenerwowany od rana do tego Scooter napisał że już nigdy więcej nie będziemy współpracować. Nagle wszystko się wali. Tom jest chory i to poważnie na płuca, ale to pewnie od jarania... Max ma focha na mnie i ogólnie widziałem jak znowu patrzył na Veronicę. Koleś mnie totalnie wkurza.  Siva dostał kontrakt w Mediolanie jako model. Wyjechał wczoraj a kontrakt jest na rok. Kelsey siedzi w szpitalu przy Tomie. Nareesha już dawno jest w Nowym Yorku. Do tego nie wystąpimy jutro na Jinglle Bell  Ball, bo bez menadżera nie możemy. Dlaczego? No bo nie, wyjebane.                   I co najgorsze zraniłem Veronicę, moją Veronicę. Do tego nie wiem gdzie jest. Ona nie zna Gloucester. Nie wie że są tutaj takie ulice których nie radziłbym zwiedzać. Roi się tam od dilerów, mafii, pijaków bezdomnych, dziwek i tych którzy naganiają do pracy w agencji towarzyskiej. Nieciekawe typy. Błagam.... Żeby ona tam nie poszła..... Boję się o nią. Cholernie się boję. Mam żal do siebie że jej to powiedziałem. Szedłem szybko. Mijałem kolejne odcinki miasta i nic. Aż tu nagle... Veronica jeezu. Nic jej nie było. Podbiegłem do niej.
-Veronica? Wiesz ile cię szukam ? Przepraszam...
-Ej koleś... Nie wiem kim jest Veronica ale ja ją napew.... O boże to ty Nathan Sykes!!!! Kocham cię!!!- wykrzyczała
No zajebiście, psychofanka.
Ale dla sprostowania! Uwielbiam fanki i fanów. Lubię się z nimi spotykać. Ale nie teraz. Kurwa nie teraz!!
-Aha... Fajnie... Muszę już lecieć. - powiedziałem
-Co? Nie!!! Dasz mi autograf?
-Jasne, tylko szybko. 
Spodziewałem się że będzie szukać godzinę jakiejś kartki w torebce. Ale myliłem się. Ona uwydatniła swój biust i podała mi marker.
-Co?
-No podpiszesz?
Podpisałem się jej na ręce którą trzymała bluzkę.
-Ejj!
-Narazie!!!
Pobiegłem dalej. Zatrzymałem się na rynku. Straciłem wiarę że kiedyś ją znajdę. Było ciemno i zimno. Veronica jest zmarzluchem więc boję się o nią. Chciałem ją przytulić, oddać kurtkę, pocałować... Cokolwiek! Usiadłem  na ławce i schowałem twarz w dłonie. Myślałem o tym że gdzieś tam ona jest. Sama, zmarznięta i smutna, może i nawet płacząca. I to wszystko przeze mnie.

PERSPEKTYWA VERONICI
Skręciłam w prawo. Było tam sporo dziwnych ludzi. Szczerze mówiąc to trochę   się bałam. Co ja gadam! Serio się bałam. Jacyś goście lustrowali mnie wzrokiem z góry na dół posyłając sobie znaczące spojrzenia. Wąska uliczka nie pomogła. Czułam się skrępowana i bałam się że mi coś zrobią. Przyspieszyłam kroku a dołączył do mnie jakiś gościu z fajką.
-A czemu taka dziewczyna chodzi sama?-spytał sepleniąc
Nic nie odpowiedziałam
-Ładna jesteś. Co powiesz na to żebym ci pokazał gdzie mieszkam?
-Spieszę się.
-Aaaaa taaam...
Zaczęłam biec. On też. Przeraziłam się. Jak na pijanego szybko biegł. Serce mi waliło ze strachu. Śnieg prószył mi w oczy. Po chwili nic nie widziałam tylko biegłam przed siebie. Nagle gdy czułam jego oddech na ramieniu wpadłam na kogoś.
-Chodź tutaj- powiedział i pociągnął mnie za rękę do parku.
Po chwili ten który mnie gonił ustąpił a ja odetchnęłam z ulgą.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nathana. To on był tym gościem na którego wpadłam.
-Nic ci nie jest?- spytał
-Nie.
-Veronica...
-Co? Znowu miałam problem? Znowu ci ich przysporzyłam?
-Przecież wiesz że nie o to chodzi..
-A o co?
-Chodź, pogadamy w domu. Zimno ci napewno.
-Nie. Nigdzie z tobą nie idę.
-A więc pogadamy tutaj.-Veronica. Posłuchaj. To co dzisiaj ci powiedziałem to...
-Że jestem z patologii itd...
-To nie miało tak brzmieć. Ja... Ja byłem zdenerwowany przez  Scootera który zerwał z nami kontrakt, chorobę Toma, bulwers Maxa, wyjazd Sivy i odwołany koncert Jingle Bell Ball. Ja poprostu wybuchłem. To wszystko mnie przerasta. Ale te wszystkie kłopoty razem wzięte nie są tak bolesne jak myśl że ty się gdzieś tam tułasz w mrozie po nieznanym mieście... Smutna, nienawidząca mnie i płacząca. I to przeze mnie... Przepraszam Veru... Przepraszam z całego serca. Kocham cię.
-I co? Myślisz że zapomnę o tym co powiedziałeś? Że ci uwierzę? A co jeśli nadal tak myślisz?
-Na początku tak myślałem, to fakt. Ale teraz żałuję tego, bo znam cię i wiem jaką osobą jesteś. Ja ci wielu rzeczy nie mówiłem, a ty? Zaufałaś mi i mówiłaś o wszystkim. Jestem ci za to wdzięczny.
-Dobra, skoro tak myślałeś na początku to dlaczego mi to powiedziałeś dzisiaj?
-Bo byłem zdenerwowany i coś we mnie pękło. Przypomniało mi się to i... Ja musiałem. Chciałem żeby ktoś w końcu poczuł się podobnie. Bo ja przeżyłem to samo..........

Nie w temacie

Hej wam. Dzisiaj mam do was pytanie. Chodzi mi o drugiego bloga Always Together. Mam go kontynuować czy jak skończę to opowiadanie to na spokojnie wczuć się w tamtą nową historię? Wiecie żebym się nie myliła z imionami albo wydarzeniami.


Druga sprawa. Dziękuję wam bardzo za niesamowicie motywujące komentarze i wielką ilość osób, które odwiedziły bloga. Rozwalacie system. :) Niestety nie wiem kto tak fajnie i regularnie komentuje, chciałabym żeby podziękować z imienia bo tej osobie chyba że jest was kilka... To dziękuję ci. Tak tobie. Jeżeli zostawiłaś komentarz pod którymś postem z lipca.
Hehe fajnie się tak obudzić rano i spojrzeć na telefon a tam takie miłe słowa... Miałam tak dzisiaj więc postanowiłam napisać tego posta.
Już dzisiaj pojawi się next.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 35 "Mamy problem"

Pani Sykes yyyy... To znaczy Karen. No nie mogę się przyzwyczaić do tego,że mam mówić do mamy mojego chłopaka po imieniu. Będę się mylić za każdym razem, zobaczycie!
Więc, Karen przyniosła na stół mnóstwo talerzy i  talerzyków. Po kilku minutach mebel uginał się pod ciężarem ogromu jedzenia. Szczerze mówiąc to nie byłam głodna,ale ten wybór i zapach.. Usiedliśmy do stołu. Zaczęła się rozmowa kwalifikacyjna.
-A ty Veronica skąd jesteś?- spytała pani.... no to znaczy Karen. Jeeeezuu.
-Z Polski, dokładniej z Wrocławia.-odpowiedziałam
-Ou, no właśnie słyszałam,że masz inny, ciekawy akcent. A twoi rodzice? Mieszkają z tobą czy zostali w Polsce? Będę mogła ich poznać?
Po tym pytaniu spuściłam wzrok na blat i dzióbałam widelcem w jedzeniu. Nathan złapał mnie za rękę i spojrzał wymownie na swoją mamę. Ona chyba załapała,że to niewłaściwe pytanie i zmieniła temat.
Tak pogadaliśmy do 23:00, gdy Jess prawie zasnęła na stole, a Karen (o!) poszła już dawno do siebie.  Wyszło na to,że zostaliśmy sami. A nie, przepraszam! Jeszcze wielka sterta naczyń do pozmywania w kuchni.
-To co?-Nathan spytał z nosem przy mojej szyi,a mnie przyszedł przyjemny dreszcz.
-Hmmm?
-To gdzie śpisz?
-Nikt mnie nie poinformował, więc pewnie Jay po mnie przyjedzie.
-Ha! Śmieszna jesteś. Zostajesz u mnie, to znaczy u nas.
-Tssaaa... Ale najpierw trzeba to posprzątać.-wskazałam na pełny zlew.
-No to do roboty! Z darmo tutaj śpisz?- zaśmiał się i klepnął mnie w pośladek.
-Debil.-rzuciłam w niego ścierką, która zawisła na jego głowie.


Po godzinie wszystko było posprzątane. Cały dół domu lśnił. W końcu udaliśmy się na górę do pokoju Nathana.
-Jeszcze nie jest późno...-marudził
-Noi?
-Nie chce mi się spać...
-Mi też nie.
-To co robimy?-spytał
Wahałam się czy powiedzieć mu o tym co czułam w Nottingham. Chciałam,ale wcześniej, teraz nie byłam pewna.
-Nathan?
-Tak?
-A już nic..
-......Gdzie są moje rzeczy?- spaliłam wiem.
-W pokoju obok,żeby mama nie gadała.
-Aha... Ja już idę spać, dobranoc.
-Ale mówiłaś,że nie jesteś śpiąca.
-No ale muszę się jeszcze wykąpać i umyć włosy. Dobranoc.
-Okey, dobranoc. Jakby co to wiesz gdzie jestem.
Wyszłam z jego pokoju,ale po chwili wróciłam, bo jakże błyskotliwy Jay nie spakował mi piżamki.
-Nath?
-Co?
-Nie mam w czym spać.
Jego diabelskie spojrzenie.
-Po co w ogóle Ci to mówię...
-Pożyczę ci coś, bo śpisz w innym pokoju.
Podszedł do szafy i wyciągnął swoją koszulkę:
 
-Jeeezuu, kocham tą koszulkę.
-Wiem.- powiedział

Położyłam się, ale myślałam o tym dlaczego nie potrafiłam mu powiedzieć o tym wszystkim. Biłam się z myślami przez prawie 2 godziny. W końcu postanowiłam pójść do pokoju Sykes'a. To były jego słowa "Jakby co to wiesz gdzie jestem". Wślizgnęłam się do środka i szturchnęłam chłopaka. Szkoda mi było go jednak budzić, więc udałam się do wyjścia. Wtedy usłyszałam to:
-Veronica?- spytał zaspanym głosem
-Nic, już śpij.
-Co?
-Nie mogę spać.
-Oj, chodź, dziecko.-przygarnął mnie do siebie i przytulił.
Leżąc na jego klatce piersiowej słyszałam spokojne bicie serca i wyrównany oddech.
-Nathan?-spytałam
-Hmm?
-Możemy pogadać?
-Kicia nie teraz... Jest środek nocy. porozmawiamy jutro. Śpij sobie.
Mimo woli zasnęłam i to dosyć szybko.

Rano obudziłam się,a w pokoju panował dziwny mróz. Jeszcze wczoraj panowało tutaj przyjemne ciepełko. Rozejrzałam się wokół siebie i zobaczyłam Nathana niosącego tacę ze śniadaniem i kubkiem z parującą kawą.
-Czemu tutaj tak piździ?-spytałam okrywając się kołdrą.
-Hahah co? Ogrzewanie wysiadło na całej ulicy.
-Ooooo... To dla mnie?
-Yyyy nie, twoje jest w kuchni, myślałem,że śpisz.
-Aha, ok.
-Nie no żartuję, to dla ciebie.
Podał mi tacę z jedzeniem.
-Kochany jesteś.-cmoknęłam go w policzek.
-Jak się spało?-spytał
-Średnio. Nie mogłam zasnąć do trzeciej. -odpowiedziałam z buzią pełną rogalika z dżemem.
-Serio? Czemu?
-Myślałam.
-O czym?
-O tym o czym chciałam z tobą wczoraj porozmawiać.
-Czyli?
-Nie ważne już.
-Ej, kicia. No mi nie powiesz?
-Ty nie chciałeś ze mną rozmawiać wczoraj, to ja nie chcę dzisiaj.
-Jak chciałaś gadać o drugiej w nocy... Zresztą dzisiaj mamy cały dzień na rozmowę, mama pojechała do babci, a Jess jest u koleżanki. Powiedziały,że będą o 19:00.

Wstałam i ubrana w to:
   
zeszłam na dół. Nathan gapił się w telefon.
-Musimy pogadać. Mamy problem i to nie jeden.-powiedział poważnie.







DZISIAJ TROCHĘ KRÓCEJ, ALE MAM NADZIEJĘ,ŻE NADAL OKEY, ALE JAK DLA MNIE TEN ROZDZIAŁ JEST NUDNY I O NICZYM .

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 34 "Trochę nostalgii w święta"



CZYTASZ= KOMENTUJESZ


Zima. Jeżeli można tak nazwać angielską porę mokrą z temperaturą minus jeden w porywach do minus pięciu. To już jest mróz. Jest to moja pierwsza niby-zima w Anglii. Jeszcze nie spędzałam świąt po brytyjsku, bez wigilii. Tsa.. Pewnie sobie teraz myślicie,że nie obchodziłam wigilii w Polsce. I tu was mam! Z rodzicami oczywiście nie, ale z babcią i dziadkiem- owszem. Często u nich pomieszkiwałam, chcieli nawet pójść z tą całą sprawą do sądu, ale nie zdążyli. Babcia zmarła dwudziestego pierwszego grudnia, a dziadek tydzień po niej. Tak, były to najsmutniejsze święta w moim życiu, których nawet nie chciało mi się obchodzić. SAMEJ. Działo się to rok przed moim wyjazdem i zakończeniem liceum. Potem spakowałam manatki i oto jestem.

****
Była tam pewna osoba,której nie znałam. A mianowicie mężczyzna.
-O! Tata wrócił!-ucieszył się Jay
Aha, już wiemy kto to był.
Weszliśmy do domu. Mama przywitała nas uściskiem. Potem podszedł do nas tata. Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, bardzo podobny do Jay'a.
-Veronica, to jest nasz tata, John McGuiness.-przedstawił go Jay
-Tato, to jest Veronica, nasza siostra i twoja... córka. -mówił bardzo niepewnie.
Nie wiedziałam jak się zachować. Tata chyba też. Uśmiechnęłam się lekko. Potem  przyszedł do nas Tom czyli mój drugi brat. Uratował sytuację.
Poszliśmy do salonu,gdzie już czekał na nas obiad. Rozmawialiśmy. Bardzo szybko złapałam nić porozumienia z tatą, choć nie do końca czułam się swobodnie w ich towarzystwie. Oni znali się od kilkudziesięciu lat i są zadeklarowaną rodziną, a ja wpieprzam się w ich sielankę i nagle się pojawiam. Nie była to komfortowa sytuacja. Cały dzień rozmawialiśmy, graliśmy w Monopoly i jedliśmy dania przygotowane przez mamę.Właśnie dzisiaj wypadał 24 grudnia, czyli dzień gdy w Polsce obchodzi się wigilię.
****
 Brakowało mi dziadków i naszych rozmów. Pamiętam,jak obiecałam dziadkowi,że w każde święta będę ich odwiedzać, nawet gdy już ich nie będzie chciał żebym pamiętała o nich i odwiedziła ich. (Chodziło mu o cmentarz, żebym przyszła na ich wspólny grób). Pamiętam jak dzień przed swoją śmiercią powiedział mi,że czuje,że nie wytrzymuje bez babci i idzie ją odwiedzić. Właśnie wtedy obiecałam mu odwiedziny, cokolwiek by się działo mam iść i zaświecić zielony znicz. Dlaczego zielony? Bo zielony to ulubiony kolor babci,ale też kolor nadziei. Na samą myśl o nich łezka kręci mi się w oku i myślę o ich miłości. Byli małżeństwem od 58 lat. Prawie nigdy się nie kłócili. Nawet gdy mama ( a ich córka) powiedziała,że mają zakaz zbliżania się do niej życzyli jej wszystkiego najlepszego. Ale mnie kochali najbardziej na świecie. Ja ich także. Żyli razem od prawie 60 lat. Umarli też razem. Teraz spoczywają w tym samym grobie, a na życzenie babci w tej samej trumnie.....[*]

****
Jay pokazał mi mój pokój,który został zrobiony special for me. Z gościnnego przerodził się w dość niezły pokój dla mnie żebym "miała swój kąt w tym domu".
Zostałam sama. Sama w moim pokoju w "rodzinnym" domu. Czułam się dziwnie. Z jednej strony  w końcu miałam swoją rodzinę a z drugiej nie byłam tutaj sobą, krępowałam się i nie czułam się komfortowo przebywając tam. Niby jestem członkiem rodziny ale... Im dłużej tam przebywam tym bardziej żałowałam tego,że tu przyjechałam. Najchętniej to siedziałabym teraz w pokoju z gorącą czekoladą i pierogami. (Nie wiem skąd bym je sobie wzięła ale nie ważne...) Nie że jestem jakaś aspołeczna,ale jeszcze nie jestem tutaj swobodna i nie jestem tą Veronicą,którą wszyscy znają.
Wtedy chciałam porozmawiać z Nathanem, poradzić się. Chciałam żeby mnie przytulił i powiedział,że tak naprawdę sobie wkręcam i że będzie dobrze. Ale nie mogłam. Powiedziałam żeby nie dzwonił, że poczekam. To był jego czas dla rodziny. Nie dla mnie.
Położyłam się, choć nie mogłam zasnąć. W końcu o 4 nad ranem odpłynęłam w krainę snów.

Obudziłam się o 10:30. Byłam tak zmęczona i nie wyspana,ze najchętniej przespałabym cały dzień i noc. Nagle zadzwonił mój telefon. Miałam cichą nadzieję,że to Nathan, ale był to Jay,który chciał mnie obudzić. Wstałam na świąteczne śniadanie.

Przez całe następne dwa dni siedzieliśmy w domu przez porąbaną pogodę. Dzisiaj tj. sobota zostałam sama w domu z Jay'em. Oglądnęliśmy dwa filmy. Wtedy mój brat zszedł ze schodów z moją torbą.
-Jay? Co ty robisz?
-Mam niespodziankę.
-Ale jak to? Po co ci to?- wskazałam na torbę.
-Oj... Zobaczysz. Chodź, jedziemy na małą wycieczkę.
Ubrałam swoją ciepłą kurtkę i zimowe buty:
                           
Wyszliśmy z domu.
-Ale! Najpierw to.- wyciągnął z kieszeni czerwoną chustkę.
-Co?
-Niespodzianki ciąg dalszy. -zawiązał mi materiał na głowie i po chwili widziałam już tylko ciemność.
Słyszałam,że idziemy przez gwarną ulicę. Jay trzymał mnie za ramiona i prowadził. Co chwilę mówił "uwaga krawężnik" albo "trzy schodki".
Później umilkł. Usłyszałam dźwięk pociągu. Byliśmy na peronie. Jay puścił mnie, ale sekundy potem znowu złapał mnie za ramiona i prowadził znowu. Weszliśmy do jak sądziłam pociągu. Posadził mnie na miejscu, a sam usiadł obok mnie. Nic nie mówił, ani słówkiem się  nie odezwał. Jechaliśmy długo, nawet bardzo. Przez to,że nie mogłam wydusić z niego żadnego słowa podróż dłużyła mi się niemiłosiernie. Myślałam dokąd zmierzamy.  W końcu wysiedliśmy. Jay nadal nic nie mówił, co mnie szczerze irytowało.
-Gdzie ty mnie prowadzisz do jasnej cholery! Jay powiedz coś!- wypaliłam
Wtedy stanęliśmy, obrócił mnie przodem do siebie i rozwiązał chustkę. Trochę to potrwało zanim moje oczy przyzwyczaiły się do światła, ale gdy to już się stało zobaczyłam:
-Nathan!-rzuciłam mu się na szyję.
-Niespodzianka.-przytulił mnie
-Nawet nie wiesz jaka. Myślałam,że chciał mnie wywieźć za miasto.
-Haahahaha...
-A, a , ale jak?- byłam zdziwiona
-Moc The Wanted tego nie ogarniesz.
-Haahaha.... Cieszę się,że cię widzę.-przyznałam
-Ja też. Więc niespodzianka udana?
-Tak, tylko powiedz mi od kiedy byłeś ze mną?-byłam ciekawa
-Na peronie w Nottingham odebrałem przesyłkę.
-Ej.-szturchnęłam go w bok.
-I to priorytetem.
Pocałowałam go lekko.
-A tak właściwie to gdzie my jesteśmy.
-U mnie. W Gloucester.
-Aaa..a Ale jak po co?
-No jeeezuu. Po pewnym czasie chłopak chce przedstawić swoją wybrankę rodzinie.
-Ale tak bez zapowiedzi?
-Co cykasz się?- zaśmiał się
-Ja? Nie...
-Kicia, nie ma czego...-przytulił mnie- damy radę. Są naprawdę spoko.
-Mhmm...
-Nie łam się. Będzie dobrze, chodź już taksówka czeka.
Wsiedliśmy do pojazdu, a po pół godzinie byliśmy na miejscu. Było to dla mnie stresujące, bo tak z dnia na dzień poznać rodzinę swojego chłopaka?

Weszliśmy do środka. Od razu podbiegła do nas młoda blondynka. Na moje oko to chyba siostra. Podobna do Nathana. Rzuciła mu się na szyję. Potem podeszła do mnie i powiedziała:
-Hej, ty pewnie jesteś Veronica. Nath tak dużo o tobie mówił.- uśmiechnęła się
-Hej, tak to ja. Mam nadzieję,że same dobre rzeczy...-spojrzałam na Sykesa (tego starszego)
-A żeby tylko. Mówił jaka to ty jesteś wspaniała, idealna i w ogóle...
Nathan posłał jej spojrzenie, z którego dało się wyczytać, że miała tego nie mówić.
-Miło mi cię poznać.
-Mi ciebie też. Mam na imię Jessica i jestem siostrą tego tam.-wskazała na wspomnianego
-Hahaha, a ja jestem dziewczyną tego tam.-uczyniłam tak samo na co obydwie się zaśmiałyśmy.
-No zajebiście, teraz się obydwie zmówią i będę miał przesrane...-powiedział Nathan odwieszając kurtkę.
-Hahahhah.-ściągnęłam kurtkę i zdjęłam buty.
Chłopak wziął moją walizkę w głąb domu. Ja wraz z Jess szłyśmy razem za nim. Zaniósł bagaż na górę,a do nas podeszła jak sądzę mama klanu Sykesów.
-O!! Już są! Czemu wy nigdy nie krzyczycie,że już jesteście? O, a to pewnie Victoria.
Moje zdziwienie.
-Mamo.... to jest Veronica.-powiedział Nath schodząc ze schodów.
-O Jezuu! Przepraszam skarbeńku! Teraz to ja na pewno zapamiętam. Wiecie skleroza nie boli. Witam cię piękna. Jeeny jaki ten mój syn ma gust. Normalnie cud, miód, malina.-przytuliła mnie
-I orzeszki.-dodała Jess
-Mi też miło panią poznać.
-Oj tam zaraz panią. Nie postarzaj mnie bardziej niż jestem. Mów mi Karen.
-Dobrze... Karen.
-O!-mrugnęła jednym okiem i zniknęła za drzwiami kuchni.
-No widzisz nie było tak źle...-jedyny mężczyzna z domu Sykesów objął mnie od tyłu i delkikatnie całował po szyi.
Właśnie. Zastanawiałam się nad tatą Jess i Nathana. Przecież musieli go mieć... Ale, nie wtrącam się. Będzie chciał to mi powie. Teraz muszę się skupić na tym żeby dobrze wypaść pierwszego dnia w Gloucester.    


Jak wam się podoba? #SykesSunday
               
Hahahha rozwala mnie to zdjęcie hahaha

CZEKAM NA KOMENTARZE I DO NEXTA :*

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 33 "Christmas time"

Po CENZURA oni wszyscy są tutaj?
-Hej wam!-krzyknął Siva.- Nathan, miałeś pójść tylko po Veronicę,a nie..
-Okoliczności.-odpowiedział Sykes
-W 15 minut można zdążyć się popieprzyć.-powiedział Tom
-Jesteś nienormalny.-stwierdziła Kelsey
-Hej, po co wy wszyscy tutaj, dzisiaj? -spytałam niewzruszona tekstem Parkera.
-No bo widzimy się po raz ostatni.- odpowiedział Max
-Aaaa... Święta.- zaskoczyłam bez entuzjazmu
-Co ty! Nie cieszysz się? -zdziwił się Seev
Ja wzruszyłam ramionami,a Nathan popatrzył wymownie na Jay'a. Po chwili obydwoje gdzieś poszli.
-Ja też nie mam zamiaru obchodzić świąt.-przyznał Max i spojrzał na mnie.
Ja usiadłam na kanapie obok Toma i Kelsey biorąc od niej garść popcornu.
-Pffff... Głupoty gadasz młocie.- niegdyś małomówny Siva zaczął pokazywać pazurki.
Przez cały ten czas gdy Nathan wyszedł z Jay'em Max wymownie na mnie spoglądał. Chciałam zachować pokerową twarz,ale mnie to tak wkurzało,że powstrzymywałam się przed dogadaniem do mu. Nie chciałam o tym myśleć,że może znowu sobie coś ubzdurał w tej łysej głowie. Po mnie by to spłynęło,ale to łączy się z Nathanem, a jego nie chciałam ranić. Dawał mi tyle miłości,wsparcia... A poza tym on i George byli przyjaciółmi i grali w jednym zespole. Wszystko sprowadza się do jednego. Martyna. Dawno jej nie widziałam, w sumie nawet nie pogadałyśmy. Nie wiem co się wydarzyło pomiędzy nimi ale mają się zejść czy coś,bo naprawdę do siebie pasują. Z tego co wiem to chyba wyjechała na święta do Polski, więc potem z nią pogadam. Niestety chciałam też pogadać z Maxem co się między nimi dzieje, ale jeżeli to nie wypaliło, to wiem dlaczego. Ja jestem tym powodem.

Pogadaliśmy chwilę żartując.
-No dobra, to kiedy wracacie?-spytałam
-W środę tydzień po świętach-powiedział Jay, a wszyscy mu przytaknęli.
-To możemy się spotkać w czwartek o 16:00.- zaproponował Nathan
-A po co?- byłam ciekawa
-Aaaa... bo ty dziecko jeszcze nic nie wiesz... Co roku jak wracamy od rodziny to robimy wspólne święta, takie po naszemu, z prezentami, choinką i żarciem.- wyjaśnił Sykes
-Oooo fajnie.- spodobał mi się ten pomysł
-Teraz Verka zobaczy co to znaczy spędzać święta z The Wanted.- Jay podniósł ręce do góry.
-Okey, to jesteśmy umówieni.
Cały wieczór rozmawialiśmy ubierając choinkę.

W końcu nadszedł czas pożegnania. Uściskom i życzeniom nie było końca. Wszyscy żegnali się jakby jechali na koniec świata. Niby to tylko dwa tygodnie ale... I tak będę za nimi tęsknić.
-.... I pamiętaj młoda. Jesteś moją małą siostrą. Kocham cię słońce i będę tęsknić.-powiedział Tom przytulając mnie
-Ja ciebie też, nie wiem jak bez ciebie i twoich żartów wytrzymam.-odpowiedziałam
-Ale! Ale. Jak tylko przyjedziemy to mam niespodziankę. Special for you.-wskazał na mnie palcem.
-Hahahah już się nie mogę doczekać.
Pocałował mnie w policzek i odszedł. Moim oczom ukazał się Nathan. Podszedł do mnie i ucałował w czubek głowy. Spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się lekko. Ja spuściłam wzrok.
-E, e, ej mała! To tylko tydzień.- złapał mnie za podbródek.
-Wiem, ale... I tak będę tęsknić. Mam prośbę. Mógłbys coś jeszcze dla mnie zrobić?-spytałam
-Wszystko.
-Pocałuj mnie żebym potem....-nie było mi dane powtórzyć, bo chłopak spełnił moją prośbę.
-Kocham cię.-powiedziałam
-Ja ciebie bardziej.- znowu złączył nasze usta w pocałunku.
-Awwww...-usłyszeliśmy
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy nasze towarzystwo patrzące na nas z uśmiechem. Wszystkich OPRÓCZ MAXA. (Japie***le..)
-Będę dzwonić.-dodał przed wyjściem Nathan.
-Nie. To twój czas z rodziną. Ja poczekam. Naciesz się nimi bo mnie masz na codzień.
-I nadal za mało...
Uśmiechnęłam się.
-Serio?-dopytał
-Tak. Pozdrów ich ode mnie.
-Kochana jesteś.- ostatni raz dotknęłam jego ust i wyszli..........


****
Rano o 6:30 zostałam obudzona przez telefon od Jay'a. Powiedział,że będzie o 8:00.
Tak, zgodziłam się,żeby jechać do Nottingham. Nie wiem jak mnie na to namówił, ale o to jestem.
Zwlokłam się z łóżka i udałam do łazienki. Tam wyszykowałam się i ubrałam:
 

O 8:00 podjechał po mnie McGuiness i udaliśmy się na peron.


Wsiedliśmy do pociągu. Jechaliśmy niecałe 3 godziny. W końcu ok. 12:00 byliśmy na miejscu. Już znałam tą okolicę.
W Nottingham śniegu praktycznie nie było, Wszędzie unosił się zapach wilgoci,a z nieba padała mżawka. Samochody rozchlapywały zimną breję z ulic.   W  końcu dotarliśmy do domu. Była tam pewna osoba....


piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 32 ''Jesteś sama'' + Chorwacja

Obudziłam się w szpitalu. Coś za często tu jestem. Czułam się dobrze, tylko miałam lekkie luki w pamięci i rozbity łuk brwiowy. Z Nareeshą było gorzej. Poroniła. Dziecko zmarło z niewyjaśnionych przyczyn w pierwszym miesiącu ciąży. Nie było to spowodowane wypadkiem, bo Naree właśnie przez ten ból straciła panowanie nad pojazdem. Straasznie mi jej było szkoda. Sama poczułam ukłucie w sercu. Widzisz takie małe stworzonko na USG, a tutaj nagle BAM!

Siedzieliśmy w korytarzu czekając na wyjście Sivy i Nareeshy. Po chwili ukazał nam się obraz nędzy i rozpaczy- dziewczyna była zapłakana i szła wtulona w Kaneswarena. Łza zakręciła mi się w oku i spuściłam wzrok. Nathan to zauważył i mnie przytulił. W ciszy wróciliśmy do domu.

****
 Siva przez dwa tygodnie siedział u nas. Na szczęście Nareesha już czuła się lepiej psychicznie i fizycznie. Powiedziała,że jeżeli ktoś tam na górze tak chciał to ok. I mówiła,że nie była jeszcze gotowa na macierzyństwo,że od początku czuła pismo nosem. Nie była gotowa. W głębi duszy myślałam,że może dobrze,że się tak stało... Bo od początku jak się dowiedziała o ciąży wszystko co się z tym wiązało było dla niej obojętne i zbędne. Nie tak jak wszystkie przyszłe matki,które kupują łóżeczko, ubranka, zabawki i wózek. Nie, ona nie chciała o tym słyszeć. Kobieca intuicja podpowiadała mi,że ona tak naprawdę nie chce tego dziecka.


****
Mimo,że już jutro zaczynają się święta,to ja nadal nie mam prezentu dla Nathana. Nie miałam zielonego pojęcia co mu kupić. Tego dnia umówiłam się z Kelsey w galerii handlowej,żeby mi coś doradziła.
-Masz jakiś pomysł? Plan?-spytała gdy weszłyśmy do środka.
-Nope.
-Może coś do ubrania?
- Nie...To takie pospolite. A ty co kupiłaś Tomowi?
-Zegarek.
-Jeeejuu, nie pomyślałam... On mi na pewno kupi coś wyjątkowego, a ja?
-Może chodźmy tutaj- wskazała na jeden ze sklepów. - Może coś znajdziemy.
Po półtorej godziny nadal nic nie miałam i lekko podupadłam emocjonalnie. Jeszcze wyjdzie na to,że nic mu nie dam. A ja tak bardzo chciałam mu zrobić niespodziankę...
Łaziłyśmy po sklepach bez skutku gdy nagle...
-Kelsey, mam!- wbiegłam do sklepu.
Były to drogie okulary przeciwsłoneczne typu aviators.

Tanie nie były... prawie 400 funtów.
-Kelsey... -wskazałam na cenę
-Potargujemy się i wyżulimy jakiś rabat.-pociągnęła mnie do kasy.
W sumie zapłaciłam 320 funtów czyli zbiłyśmy prawie 80.
Po skończeniu zakupów i wydaniu majątku na prezent dla Sykesa pojechałyśmy do domu.
Tam pod drzwiami czekał na nas zmarznięty Jay. Chciał pogadać. Chyba nawet wiem o czym, a mianowicie o świętach. Prosił mnie żebym pojechała z nim do Nottingham.
Zaszyliśmy się w moim pokoju. On nadal ciągnął temat co mnie już wkurzało,bo sama nie  wiedziałam co robić.
-Ale mama się zgodziła... ucieszy się jak cię zobaczy...- skomlał
-Ale...
-Żadnego ale! Nie masz wyjścia. Gdzie indziej spędzisz święta? Nie masz swojej rodziny, bo przecież nie pojedziesz znowu do patologii ani nie zostaniesz wtedy w domu kiedy inni będą spędzać rodzinne święta, z dala od Londynu. Nie masz innej możliwości, jesteś SAMA. - te dwa słowa brzmiały w mojej głowie. Zdałam sobie sprawę z tego jak wiele mi brakuje do innych. Oni sobie jadą do innego miasta. Do domu. Zawsze mogą tam przyjechać, porozmawiać. Ja nie  miałam tego przywileju... Jedyne miejsca,które odwiedzałam to nasz dom i willa The Wanted. Nie miałam żadnej bliskiej osoby,która znałaby mnie dłużej niż rok. Tym zdaniem przytłoczył mnie.
Spuściłam wzrok, zrobiło mi się cholernie smutno, broda mi zaczęła drgać. Jay to zauważył. Bez zastanowienia przestał mówić i złagodniał. Spojrzał na mnie.
-Veruuu.... Przepraszam.
-...
-Przepraszam.-chciał mnie przytulić,ale się odsunęłam.
-Wyjdź, chcę być sama.
-Ale..
-Wyjdź!-krzyknęłam
Jay wyszedł ze spuszczoną głową i delikatnie zamknął drzwi.

Ja w głowie miałam tylko słowa "Jesteś sama" i moje spieprzone dzieciństwo. Było mi tak smutno... Cholernie smutno. Położyłam się i dałam upust łzom.
Leżałam i płakałam gdy nagle drzwi się uchyliły, a ujrzałam uśmiechniętą mordkę Nathana, który momentalnie zmienił minę gdy mnie zobaczył.
-Hej kochanie, co ci?- spytał obejmując mnie od tyłu
-...- nie odpowiedziałam, ale on też niespecjalnie czekał na odpowiedź.
Wybuchłam kolejną falą płaczu.
-Ciiiii...-mocniej mnie przytulił gładząc kciukiem moje ramię.
Siedzieliśmy tak w ciszy. Po kilku minutach Sykes spytał ponownie.
-Kochanie, co się stało?
-Jestem sama! Nie mam rodziny, nic!
-Co ty za głupoty gadasz. Nie jesteś sama.
-Jestem.
-Kto ci to powiedział, nigdy tak nie myślałaś.
-Ktoś.
-Jay?
-...
-Wiedziałem. On jest naprawdę... Nawet nie wiem jak to określić! Kurwa! wiesz co? Ja mu przyjebię, zobaczysz. Będzie miał prezent na święta.
Uśmiechnęłam się.
-I widzisz?
-Hmm?
-Wystarczy,że się tylko pojawię a już się uśmiechasz.- roześmiał się.- I nie jesteś sama. Masz... mam wymieniać?
-Nie.
-Masz Maxa, Sivę, Toma,który cię tak bardzo kocha, masz Kelsey, Nareeshę, Jay'a, Martina...-skrzywił się.
(moje znaczące spojrzenie)
-Noi masz przede wszystkim mnie. -wyprostował się. - Twojego ukochanego mężczyznę,którego niezmiernie kochasz i pożądasz. A co najważniejsze- TWOJEGO. Kocham cię kicia.-spojrzał mi w oczy.
-Ja ciebie też kocham. -pocałowałam go w policzek.
-E, e, ej. Tak to mnie może mama całować,a z tego co wiem ty nie jesteś moją matką.
Pocałowałam go w czubek nosa drocząc się.
-Chyba będę musiał pokazać pani jak to się robi...

5 minut później zeszliśmy na dół gdzie było całe The Wanted. Tylko po co?




#FanFriday!!    

Witam was znowu po przyjeździe z Chorwacji dostałam weny więc będzie trochę tego. Przy okazji chciałam was zapytać czy ktoś czytał książkę pt. ''Ten jeden dzień''? Warto? Bo w niedzielę będę kupować jakąś lekturę i się zastanawiam. A może macie jakieś inne godne polecenia? Czekam na odpowiedź i podsyłam wam parę fotek z Chorwacji. Buźka :*