-Jedziemy do nas na.....IMPREZĘ!!!!!!
-Fajnie bo mam ochotę na ostrą imprezę!-krzyknęła uradowana Kelsey.
-A ja mam ochotę na polską wódkę, Verka masz prawda?
-Chyba jest jeszcze u was półtorej butelki z ostatniej imprezy.
-Co? I ja o tym nic nie wiedziałem? Foch forever na pięć minut!
-Oj słońce ty za takie fochanie dostaniesz karniaka! -powiedziałam przez śmiech
-O! To ja muszę częściej się fochać na was!
Wysiedliśmy z samochodu, była już godzina 19:00 więc czas rozpocząć imprezę!! Tom jak zwykle zajął się alkoholem, Siva i Jay muzyką, Max zamówił pizze, a Nathan jak zwykle układał swoje włoski przed lustrem. O 20:00 zaczęliśmy imprezę.Naree też przyszła po pracy.
-To co pijemy? Za mnie i Kelsey!-Tom
I pierwsza dawka alkoholu trafiła do gardła. I było ich o WIELE więcej aż poszedł cały zapas wódki. Wszyscy byli nieźle wstawieni oprócz Nathana, który nie wiem dlaczego nie był pijany tak jak wszyscy. Nie powiem ja też byłam baardzo pijana...
*PERSPEKTYWA NATHANA*
Przestałem pić bo wiedziałem, że wszyscy będą mocno wstawieni, i nie myliłem się. Jay leżał pod oknem? Już śpiący. Tom i Kelsey leżeli pod stołem (czytaj Kelsey na Tomie), Max na blacie w kuchni? Swoją drogą nie wiem jak tam się znalazł (nie wnikam). Siva i Nareesha już dawno poszli do siebie, a Veronici nie mogłem znaleźć.
-Nathan, kocie! Co robimy jak wszyscy śpią?-spytała obejmując mnie od tyłu.
-Idziemy spać?
-Nie tylko nie to! Mam na ciebie ochotę misiu!-mruczała mi do ucha. Ale musiałem być silny.
-Nie za dużo wypiłaś?
-Ale ty jesteś taki seksowny...
-Tak, tak idziemy do łóżka!-ups źle to brzmi...
-Oj Nathy, jakie propozycje!, zgadzam się kotku!
-To chodź idziemy- no co? musiałem ją jakoś namówić
Wskoczyła mi na plecy. Zaniosłem ją do pokoju.
-A teraz spać.
Zaczęła mnie namiętnie całować (no nie powiem nawet po pijaku świetnie całuje)
-Zostań tu chwilę, tylko nic nie rozbij, a ja zaraz przyjdę.
Położyła sie na łóżku, a ja poszedłem po Nareeshę, aby mi pomogła ją przebrać.
-Naree pomożesz?-spytałem trzymając mój t-shirt w ręku.
-Mam ją przebrać?
Ja tylko pokiwałem głową.
-Dobra daj to.
Po 5 minutach wyszła z mojego pokoju.
-No, udało się z trudnościami ale udało.
-Dzięki-pocałowałem ją w policzek.
Położyłem się obok niej.
-Dobranoc-powiedziałem.
Nic nie odpowiedziała-zdziwiłem się, ale dobra.
Po kilku minutach spokoju ona usiadła na mnie okrakiem i kreśliła różne wzorki na moim torsie.
-O nie panienko! NIe będzie tak łatwo. Idziemy spać!
-Ale ja cię chcę!
-Dobrze,dobrze jutro ok?
-Może być.
-Zeszła ze mnie, zabrała prawie całą kołdrę i zasnęła.
*PERSPEKTYWA VERONICI*
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Ale zaraz,zaraz co tu robi Nath i czemu jestem w jego koszulce? I dlaczego on jest tylko w boksekach?
-Dzień dobry słońce
-Hej-powiedziałam niepewnie.
-Nathan czy my wczoraj no wiesz, ten no czy my...
-Czy my spaliśmy ze sobą?
-mhm
-Tak, dwa razy.
-Ccco?-spytałam niedowierzając.
-Aale my się zabezpieczaliśmy, prawda?
-No właśnie nie.
-Co!?
-Bo nie było po co nic sie nie wydarzyło-powiedział ze śmiechem.
-Czyli nie spaliśmy ze sobą?
-Nie! To znaczy spaliśmy w jednym łóżku ale spaliśmy, a nie no wiesz.
-Ty to jednak jesteś głupi!-powiedziałam i rzuciłam w niego poduszką.
-Hhaha-zaczął się śmiać.
-A co teraz zrobisz?-zaczęłam go łaskotać
-hahahhah Veronica haahahha przestań hahahaha...
Nagle wszedł Tom.
-Coo wy robicie?- spytał z głupkowatym uśmiechem.
W końcu siedziałam na Nathanie okrakiem. Szybko z niego zeszłam.
-Nic, nic tylko.. -nie dał mi dokończyć.
-Tak, tak już się nie tłumaczcie, ale narazie nie czuję się tak odpowiedzialnie aby zostać wujkiem.
-O to ty się nie musisz martwić kochany.-stwierdziłam i ledwo powstrzymałam śmiech.
Wyszedł z pokoju a my wybuchnęliśmy niepochamowanym atakiem śmiechu.
Wkońcu wstaliśmy i zeszliśmy na dół w świetnych nastrojach nawet ja mimo kaca. Wszystko dzięki Tomowi i jego porannych mądrościach. Usiadłam na krześle i dopiero wtedy odczułam skutki polskiej wódki-mianowicie KAC MORDERCA.
-Co tam słońce, główka boli?- powiedział nadmiernie głośno Max.
-Błagam cię nie krzycz tak-powiedziałam zakrywając uszy dłońmi.
-Kogo będziecie wielbić na klęczkach.-powiedział Jay trzymając w rękach dwa dzbanki wody z cytryną.
Wypiłam dwie szklanki magicznego napoju i poszłam pod prysznic, podczas którego czułam,że odżywam. Wyszłam z łazienki, bo nie wzięłam ciuchów (geniusz). Podeszłam do szafy a tam... Siva, no nie pomyliłam pokoje!
-Ojeju Siva przepraszam cię, pomyliłam pokoje.
-Spokojnie, nic nie powiem tym zboczuchom.
-Dzięki, uwielbiam cię za to!
Wkońcu wyszłam z pokoju Sivy i znalazłam właściwy pokój- pokój Nathana. Wzięłam ciuchy:

Ubrałam się i pomalowałam. Naree i Kels też już były na dole.
-To co idziemy?
-Tak, cześć chłopaki!-pożegnałyśmy się z chłopcami i pojechałyśmy taksówką do domu.
*30 MINUT PÓŹNIEJ DOM DZIEWCZYN*
Veronica, chodź mam dla nas pracę!!-krzyknęła uradowana Kelsey z laptopem na kolanach.
-Jaką niby?
-Będziemy pracować w radiu jako speakerki !!
-Aaaa To moja wymarzona praca!
Zaczęłyśmy skakać z radości jak jakieś opętane.
-Kiedy zaczynacie?-spytała Naree, która nie wiem skąd się koło nas wzięła.
-Yyym...gdzieś tutaj było... O jest! Od nowego miesiąca.
-A dzisiaj jest...3 lipca. Wow to trochę sobie poczekamy...
-Ale zaraz do nich zadzwonię i zarezerwuję etaty.
Nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?
-Dzień dobry, pani Veronica Miter?-spytał mężczyzna po polsku.
-Tak, słucham.
-Jestem lekarzem. Chciałem panią poinformować,że pani rodzice mieli wypadek i są w szpitalu.
-Tak,coś jeszcze?-nie za bardzo interesowali mnie moi rodzice ale cóż.
-Właściwie tak.
-A więc słucham.
-Podczas badań krwi okazało się,że pani rodzice nie są pani biologicznymi rodzicami.
-Co? Jak to możliwe?-spytałam zbita z tropu.
-Podczas drugich badań też to potwierdzono...
-A czy wiecie,kto może być moimi prawdziwymi rodzicami?
-Niestety nie, ale osiemnaście lat temu ze szpitala w Nottingham został porwany noworodek ale o innym nazwisku.
-Jakim?
-McGuiness.
-Czy to możliwe żebym to ja była tym noworodkiem?
-Bardzo prawdopodobne ale musi pani to potwierdzić badaniami DNA.
-Dobrze, do widzenia.
Mój wyraz twarzy-BEZCENNY.
-Coś się stało?-spytały dziewczyny.
-Nie nic...
-Verka, przecież to widać co jak co ale kłamać to ty nie umiesz.
-No dobra. Przed chwilą dowiedziałam się, że moi rodzice z Polski nie są moimi rodzicami.-wtedy poczułam gulę w gardle.
-Ale mówiłaś,że byli okropni...-Kelsey
-Tak, ale jednak to rodzice-stwierdziła Nareesha
-Ale jest jeszcze coś bo prawdopodobnie ja jestem SIOSTRĄ JAY'A.-wtedy głos mi się załamał.
-To super!!-krzyknęła Kelsey, ale Naree ją szybko zgasiła mroźnym spojrzeniem.
-Chyba- dodała po chwili.
-Chyba to ja się przejdę SAMA.
Wyszłam z domu rozmyślając o moich rodzicach, Jay'u jego to znaczy może naszej rodzinie. Całkowicie pogrążyłam się w myślach, nie patrzyłam na to co było przede mną ale na to co bylo w mojej głowie. Czułam jak przechodnie się o mnie obijają ale nie słyszałam nic oprócz własnych myśli. Nagle poczułam przeszywający ból na całym ciele.Zobaczyłam... CIEMNOŚĆ.
*PERSPEKTYWA NATHANA*
Szedłem odwiedzić dziewczyny razem z Tomem i Sivą. Nagle zobaczyliśmy wielki spęd ludzi, karetkę i policję.Podeszliśmy tam aby zobaczyć co się stało ale to co zobaczyliśmy tam zmroziło nam krew w żyłach. Veronica-ona leżała tam na noszach wokół mnóstwo krwi, nieprzytomna, a lekarze ją wnosili do karetki.
-STOP! Co tu się stało?-spytałem zdenerwowany.
-Przepraszam ale nie udzielamy informacji obcym
-Ja jestem jej przyjacielem, nie obcym!!-krzyknąłem zdesperowany.
-Dobrze pojedzie pan z nami proszę wchodzić.
Wsiadłem do karetki i złapałem ją za rękę była taka zimna.
-A więc jak poszkodowana się nazywa?-spytał mnie lekarz
-Veronica Miter
-Wiek
-18 lat.
-Rodzice?
-Oni są w Polsce i nie interesują się nią.
-Dobrze, grupa krwi?
-Yyy nie mam pojęcia.-zagiął mnie.
-Dobrze zaraz to sprawdzimy.
Dojechaliśmy do szpitala oni zanieśli ją na salę, a ja zostałem na korytarzu. Po chwili przyszli chłopaki i Naree z Kelsey, które były prawie płaczące.
-I co z nią?-spytał Tom
-Nie wiem, nic nie wiem już...-miałem już ochotę się rozpłakać.
Podeszła do mnie Kelsey i mnie przytuliła. Nagle zobaczyłem jak lekarze wiozą Veronicę na salę. Lekarz podszedł do nas.
-Państwo to rodzina?
-Nie, przyjaciele-powiedział Jay.
-A więc mogą wejść tylko dwie osoby.-odszedł.
-To kto idzie?-spytał Seev
-Niech idzie Nath- powiedziała Kelsey.
-Kto jeszcze?
-Może Tom?- Max wskazał na niego, który stał przy szybie ze smutnym wzrokiem.
-Dobra,a potem zmiana.
Podszedłem do Toma.
-Ona była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałem...-powiedział cichym głosem Tom
-Idziemy?
Weszliśmy do środka razem ale Tom szybko wyszedł swoją drogą nie wiedziałem,że Tom ma takie słabe nerwy... Podszedłem do jej łóżka i złapałem za rękę.
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwię, jesteś dla mnie naprawdę ważna Veronica ja....kocham Cię...-Po tych słowach usłyszałem jednostajny pisk maszyny. Zawołałem lekarza on kazał mi wyjść. Gdy przez szybę obserwowałem jak ją reanimują. Niczego innego nie chciałem tylko tego żeby się obudziła i znów była tak radosna jak kiedyś. Naree i Kelsey płakały, Tom ledwo wytrzymywał, a reszta siedziała ze spuszczonymi głowami w ciszy. Mijały sekundy, minuty, może i nawet godziny, a nic się nie działo. Nagle lekarze zaprzestali reanimacji i wyszli z pomieszczenia.
-Panie doktorze i co z nią?-spytałem zdenerwowany
-Bardzo nam przykro ale pani Veronica Miter nie żyje.- po tych słowach się załamałem i poczułem jakby ktoś wyrwał mi jakąś część siebie.
-Co??!! Jak to możliwe?-spytał Tom ze łzami w oczach.
-Niestety to prawda...
-Czy mogę wejść i się z nią pożegnać?-spytałem mając łzy w oczach.
-No dobrze proszę.
Wszedłem do środka, złapałem Veronicę za rękę i rozpłakałem się na dobre. Skuliłem się i pocałowałem jej dłoń. Wtedy usłyszałem pikanie maszyny, spojrzałem na nią pokazywała...
Dzień dobry w #SykesSunday dzisiejszy rozdział ma w sobie trochę z dramatu,komedii,filmu akcji... Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo jest dłuższy niż zwykle jeżeli macie jakieś sugestie dotyyczące bloga lub opowiadania piszcie śmiało w komentarzach-CZEKAM>3 Do nexta kochani...















