-Doktorze, co się dzieje?
-Mamy tutaj bardzo rzadki wypadek, ponieważ pani Veronica Miter żyje, a taki przypadek zdarza się raz na 10 tysięcy zgonów. Miejmy nadzieję,że gdy się obudzi nie będzie jakiś trwałych obrażeń. Powiem jedno pani Miter ma wielkie szczęście, a pan będzie musiał się zaopiekować swoją dziewczyną.-skończył swój monolog.
Powiem szczerze,że nie słuchałem go odkąd powiedział,że ona żyje, ale zaraz zaraz czy on powiedział moją dziewczyną?
-Tak dziękuję, tylko,że my nie jesteśmy parą.-lekarz i tak tego nie usłyszał bo nawet nie wiem kiedy zniknął.
Następnego dnia postanowiłem razem z Tomem i Kels pojechać do szpitala z wielkim bukietem kwiatów i butami Crissian&McCaffrey.


Weszliśmy do sali,a tam Veronica, która już się wybudziła.
-Cześć kochana-przywitała się Kels.
-Hej,słońce-to chyba już wiadomo,że Tom.
Ja nic się nie odezwałem tylko uśmiechnąłem się i dałem jej kwiaty.
-Dziękuję wam-powiedziała słabo.
-Oj no co ty to jeszcze nie wszystko! Mamy jeszcze dla ciebie... TO!-krzyknęła Kelsey z butami w rękach.
-Wow, będę musiała trochę wydobrzeć żeby chodzić w takich szpilach-powiedziała już radośniej.
Całe dwa tygodnie minęły nam na odwiedzaniu Veronici aż nadszedł dzień. w którym miała wyjść ze szpitala i wrócić do domu, bo jak się okazało nie ma trwałych urazów. Tak się zle złożyło,że dziewczyny były w pracy, a chłopaki pojechali do swoich rodzin. Więc musiałem sam po nią pojechać.
-Dasz radę sama wstać?-spytałem gdy próbowała wstać z łóżka.
-Tak jasne, polak potrafi!-powiedziała, a gdy wstała nogi się pod nią ugięły ale w porę ją złapałem i wziąłem na ręce.
-Nath, przecież mogę sama iść!-pomimo tego,że dopiero wychodzi ze szpitala to wyrywała się ze zdwojoną siłą.
-Daj spokój przecież wiesz,że i tak cię nie puszczę-pewnie zrozumiała że nie wygra i uspokoiła się.
Wsiedliśmy do samochodu, a Veronica gadała jak najęta wpadła w słowotok ale mi to ani trochę nie przeszkadzało.
-A więc moi straszni rodzice nie są moimi prawdziwymi rodzicami, co jest dla mnie wspaniałe,że nie mam takich rodziców, ale z drugiej strony jednak to byli moi rodzice, z którymi się wychowywałam i spędziłam 17 lat mojego życia, tak dobrze słyszałeś nie jestem jeszcze pełnoletnia, mam 17 lat i urodziny 13 lipca. CZyli to za jakieś 2,3 tygodnie. Muszę ci się przyznać,że bardzo chciałabym poznać prawdziwych rodziców, podobno mnie szukali, a ja jestem rodowitą brytyjką! Mogę coś ci powiedzieć?
-No jasne
-Ale nikomu nie powiesz?
-Nie jasne możesz mi ufac
-No dobra, ale napewno?
-Tak
-A więc prawdopodobie jestem siostrą Jay'a.
-Żartujesz prawda?
-Nie tak mi powiedział lekarz
-To świetnie McGuiness
-Ej, po nazwisku to po pysku
-Dobra dobra, a zamierzasz mu powiedzieć?
-Tak ale nie wiem kiedy
-Dzisiaj jak przyjdą cie odwiedzić
-Nie wiem czy jestem na to gotowa ale... dobra powiem mu!
*PERSPEKTYWA VERONICI*
Weszliśmy do domu. Oj jak ja dawno tu nie było-kocham to miejsce!Nathan wniósł moją torbę,a ja poszłam do łazienki się odświeżyć i przebrać, choć byłam jeszcze słaba. Ubrałam się w to: (bez torebki)
Obydwoje postanowiliśmy przełożyć naszą imprezkę bo byłam naprawdę osłabiona.
-Nath zostaniesz?
-Nie wiesz umówiłem się z chłopakami zaraz tu będą i jedziemy na spotkanie z nowym menagerem Scooterem Brownem.
-Dziękuję ci za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
-Nie ma za co czysta przyjemność-powiedział z uśmiechem i wyszedł.
Ja poszłam do kuchni, zrobiłam duży kubek gorącej czekolady z bitą śmietaną (tak brawo, potem będę narzekać na wagę ale ok)Tak ja tak mam,że jak ważę za dużo jak dla mnie to znak,że coś się dzieje i muszę wrócić do zadawalającej wagi. Ale wracając usadowiłam się na kanapie wzięłam książkę i rozpłynęłam się...
-Halo śpiąca królewno! -krzyknęła Kelsey
-Ćsss mów ciszej-powiedziała szeptem Nareesha
Obudziłam się i zjadłam śniadanko,które moje kochane mi przygotowały. Przez cały tydzień leżałam, odpoczywałam. Dzisiaj uświadomiłam sobie,że dzisiaj są moje urodziny. Planowałam naprawdę ostrą imprezę w końcu 18 ma się raz w życiu. Poszłam do sklepu po jakieś trunki, które już od dzisiaj mogę legalnie pić i kupować. Poszłam jeszcze do galerii handlowej kupić sobie jakieś wdzianko, w które ubrałam się od razu. Przyszłam do domu obładowana. Wszędzie było ciemno, bo była już 18! Nagle nie wiem skąd wszyscy się pojawili i krzyknęli NIESPODZIANKA!!!! Byłam baardzo zaskoczona i nie ukrywałam tego.
-I jak podoba się? -spytał Siva
-Jesteście kochani, mam najlepszych przyjaciół na świecie!!
-Aaa ja mam niespodziankę dla Thomasa-powiedziałam sięgając po jedną z toreb
-Ou zamieniam się w słuch-powiedział uradowany Parker
-Tadaaam!-uniosłam dwie butelki polskiej wódki.
Parker tylko wystawił język, a jego oczy się zaświeciły po czym wyrwał mi z ręki jedną z butelek i uciekł nie wiadomo gdzie.Na co wszyscy się zaśmiali. Wnętrze było pięknie przystrojone za sprawą moich NAJ przyjaciół. Wszystko było w odcieniach czerwieni, bo to jest mój ulubiony kolor.
-To co pijemy?-spytał podekscytowany Tom
-Jasne 18 jest raz w życiu!!-wypiliśmy pierwszy kieliszek wódki.
Potem nadszedł czas na prezenty.
-To może ja pierwszy?-spytał Max, a dostałam od niego nic innego jak... prezerwatywy!
-No co! Ja nie chcę być jeszcze wujkiem ok? Także skorzystaj.
Od Toma i Kels dostałam czarną podwiązkę! No nie oni naprawdę myślą o jednym! Siva i Nareesha dali mi poduszkę z napisem ''dzisiaj tak kochanie i odwrotnie'' chociaż ich nie podejrzewałam o takie zboczenie. Jay podarował mi stanik! No nieee!!! Chociaż mój rozmiar... Na końcu był Nathan, który jako jedyny dał mi normalny prezent:

-Jezu, Nath ale piękna!-rzuciłam mu się na szyję.
-Nie ma za co, mi też jako pierwsza wpadła w oko.
Resztę wieczoru i nocy spędziliśmy pijąc, tańcząc,śpiewając (jeśli można nasze bełkotanie nazwać śpiewaniem) i oczywiście świętując. Napewno nigdy nie zapomnę takich urodzin...chociaż po takiej ilości alkoholu...wszystko jest możliwe! Rano ale chyba raczej po południu obudziłam się z MEGAAA kacem. Ale chyba nie tylko ja! W kuchni Jay i Siva przygotowali cztery dzbanki wody z cytryną-magicznego napoju dającego życie. Każdy wypił ooo duużo!! Następne godziny spędziliśmy na oglądaniu filmów, pomijajac Avatara.Koło 21:00 chłopcy zmyli się do domu. A nas czeekało WIELKIE sprzatanie czyli coś czego wręcz nienawidzę!!
Happy #ThursJay!! Przepraszam,że tak długo nie pisałam ale poprostu nie miałam weny, obiecuję,że następny rozdział będzie dłuższy i ciekawszy... Do #NN postaram się go napisać w sobotę. KOCHAM xx
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz