sobota, 24 października 2015

Rozdział 31 "Dwóch Sivów"

Następnego dnia znalazłam pracę. Przeglądając internet natknęłam się na etat w salonie kosmetycznym. Wynagrodzenie £3000. Nieźle. Po rozmowie kwalifikacyjnej dostałam tą pracę. Byłam taka szczęśliwa, w końcu mogłam zarabiać sama na siebie. Nie mogłam się doczekać żeby powiedzieć o tym Nathanowi. Gdy tylko wyszłam od razu do niego zadzwoniłam.
-Hej piękna.- przywitał się
-Komuś humor dopisuje?
-Ha, co tam?
-Nie zgadniesz.
-Co?
-Nie uwierzysz.
-No co?
-Dostałam pracę!
-Serio? Gdzie? Nic mi nie mówiłaś.
-Wiem. Dzisiaj rano zobaczyłam ofertę w Internecie, zadzwoniłam i jestem stażystką w najlepszym salonie kosmetycznym.
-Serio? Cieszę się. Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
-Sorry ale umówiłam się z Maxem.
-Z Maxem?- podejrzliwy ton
-Tak, na zakupy. Chce coś tam kupić sobie na nowy rok.
-Aha... A właśnie! Co wtedy robisz?
-Nie mam planów.
-To wspaniale. Będę po ciebie o 20:00.
- Hah, a gdzie mnie zabierzesz?
-Impreza, ty, ja,i banda.
-Hahaha, okey.
-Ale pamiętasz co masz ubrać?-spytał
-Hm?
-A masz taką śliczną sukienkę, czerwoną...
-Aaaa... Okey. Do zobaczenia.
-Pa.
Uśmiechnęłam się do telefonu i zaszłam jeszcze do Starbucksa po moje ulubione Mocha Frappucino. Wróciłam do domu i razem z Kelsey zaczęłam przygotowywać obiad.
-O której umówiłyście się z chłopakami?-spytałam
-O 20:00 a ty?
-Też, Nathan po mnie będzie.- na samą myśl o Nathanie uśmiechnęłąm się.
-Co ubieracie?-spytała Nareesha nawijając makaron na widelec.
-Ja tą moją nową sukienkę od Nath'a.
-A ja czarną.- powiedziała blondynka
-Ja myślałam raczej nad spodniami. A co z make-upem?
-Nie wiem, może coś mocniejszego?
-Okey, a włosy?
-Rozpuszczone.
-Ok.
Po zjedzeniu obiadu obejrzałyśmy jakiś tam babski program i uznałyśmy,że już czas na szykowanie się, bo była już 17:00.
Kelsey  była już ubrana w to:

 
A Nareesha w to:

Ja zostałam przy mojej sukience od Nathana,ale dodałam do niej ten płaszczyk, bo było dosyć zimno.


Punktualnie o 20:00 pojawił się Sykes, Kaneswaran i Parker.
-Wow, świetnie wyglądasz.- pocałował mnie Nath
-Dziękuję, ty też.
Wsiedliśmy do samochodu i podążaliśmy do domu The Wanted. Gdy już tam dotarliśmy usłyszeliśmy hałas dochodzący z wnętrza domu.
-Ile ludzi wy tutaj zaprosiliscie?-spytałam
-Niewiele, tylko znajomych.
-Tsa... Niewiele.- mruknęła Nareesha
Weszliśmy do środka. Dostrzegłam tam dużo znajomych twarzy, bo poza TW i dziewczynami byli tam:
Martin, Nano, Kevin, Tom McGuiness, siostra Nareeshy, Kasia i dwóch Sivów. Ale zaraz. Jak to dwóch?
-Yyyy Nathan?
-Co?
-Czemu widzę dwóch Sivów?
-Hhaah.
-Z czego się śmiejesz?
-Hahhaha.
-No Nathan!
-Co? To jest Kumar, jego brat bliźniak.
-Serio? Oni są identyczni!
Na przykład gdy zrobiłam zdjęcie jej i panom Kaneswaran wyszło conajmniej dziwnie
  
Tak o to minęła pierwsza godzina zabawy. Na robieniu zdjęć, wygłupianiu się i poznawaniu. Potem chłopaki podgłośnili muzykę a ktoś zapukał do drzwi.............................................................
..............................
...................
...........
.........
.........
......
..
..
.
Hey! Witam po zbyt długiej przerwie na tym blogu. Witam i przepraszam za moje lenistwo.... :( Ale już piszę kolejny :) Do zobaczenia :*

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 38 "To koniec"

Następny dzień spędziliśmy w Gloucester. Wieczorem razem z Jess zaszyłyśmy się u niej w pokoju rozmawiając, śmiejąc się i obgadując Nathana. (hehe). Rano zostałam obudzona o 5:30 przez Sykes'a starszego.Od rana był dzinie zmieszany i nieobecny. W pociągu prawie w ogóle się nie odzywał co mnie zdziwiło, bo kto jak kto ale Nathan lubi sobie pogadać. O 8:30 byliśmy na peronie w Londynie. Odebrali nas z tamtąd Kevin i Nano. Tylko dlaczego? Zawsze gdy wracaliśmy to odbierali nas chłopaki albo sami jechaliśmy taksówką. Teraz było inaczej. Oni też się nie odzywali, bałam się coś powiedzieć, bo nie wiedziałam co się dzieje, dlatego przez następne 30 minut jechaliśmy w milczeniu. Nathan ściskał moją rękę i wiedziałam,że to nie wróży nic dobrego. Zawsze tak robił gdy się denerwował.Dojechaliśmy do domu The Wanted. Weszliśmy wszyscy do środka. W salonie chłopaki siedzieli w ciszy. Nie przywitali się z nami tak jak zawsze uściskami czy wybuchem radości, powiedzieli tylko zwykłe "cześć". Zaczęłam się obawiać,że stało się coś poważnego. W końcu odezwał się Nano.
-Pewnie Veronica dziwisz się zachowaniem chłopaków?
Przytaknęłam.
-A więc może któryś z nich ci to powie? Nathan?- zaproponował
Ten spuścił wzrok.
-Może ja. Słuchaj słońce sprawa wygląda tak,że to koniec.- powiedział Tom
-Czego koniec?- przestraszyłam się.
-Nas jako The Wanted, to koniec zespołu, rozpadliśmy się. Nie mamy menagera, wytwórnia splajtowała,a nasza płyta nie miała wzięcia. To koniec.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
-A,a ale jak? Przecież możecie znaleźć menagera, znaleźć nową wytwórnię, co mało jest ich w Londynie? A płyty? Przecież jest internet, ludzie tam słuchają muzyki. No ej, to nie jest powód do zakończenia pracy zespołu. Przecież wy to kochacie. A fani kochają was.
-Kicia, to koniec. Nie da się nic zrobić. To nie jest takie proste.- Nathan objął mnie ramieniem.
-Dzisiaj gramy pożegnalny koncert w klubie wieczorem.
-Będziesz tam z nami?- spytał Jay
-Jasne, może nie będę płakać.- odgarnęłam pojedynczą łzę.
-Kochanie, damy radę.- uśmiechnął się blado Nathan
-Bo jak nie my to kto?- dodał Max
-Hmm, ale nadal będziecie razem mieszkać?- spytałam
-Póki co to tak, jeszcze nie myśleliśmy o tym.- odpowiedział Siva
-Więc nadal będę mogła do was przychodzić? Uwielbiam z wami wszystkimi przebywać.
-Jasne słońce!- powiedzieli chórem i mnie przytulili.

Zbiorowy misiek ^.^

-Zawsze możesz do nas przychodzić.- dodał Jay
Uśmiechnęłam się.

Wieczorem wybraliśmy się do klubu na ostatni tego typu koncert. Ich jako The Wanted, jako zespół. To smutne,że to już koniec. Fani tego nie przeżyją... TWfanmily tak kocha chłopaków,że nie pozwolą im się rozpaść.
Zaśpiewali wszystkie piosenki i covery jakie kiedykolwiek nagrali. Było to takie przygnębiające. Najgorsze stało się gdy zaczęli śpiewać ''Iris''. Fanki płakały, chłopaki też, każdy z nich uśmiechał się, ale miał łzy w oczach. Ja z Kelsey i Nareeshą stałyśmy za kulisami i roniłyśmy łzy.
-Mimo wszystko chcemy zakończyć optymistycznie panie i panowie...... Made!!!- krzyknął Jay i zaczęli śpiewać.

(Tom)
You could hurt with the words,
You could change my life,
You could tell me the truth,
It would cut like a knife but I won't let go
But I won't let go, but I won't let go

You could fall, hit the wall
You could lose your way
You could lose, you could bruise,
Spend it all in day but I won't let go
But I won't let go, but I won't let go

(Nathan)
Cause if I had to save someone, I'd still save you
And if I had to pray for someone, I'd pray for you

(All)
Cause you know we are made for each other
Can't take that away, made for each other
Like sunshine and day, made for each other, I'm here to stay
Cause you know we are made for each other
I'm made for you, made for each other
Like stars and the moon, made for each other
We'll see it through (Cause you know we are made)

(Tom)
They could take, they could hate
They could break our hearts
They could try all the want,
Never tear us apart, we will not let go,
We will not let go, we will not let go

(Nathan)
Cause if I had to save someone, I'd still save you
And if I had to pray for someone, I'd pray for you

(All)
Cause you know we are made for each other
Can't take that away, made for each other
Like sunshine and day, made for each other, I'm here to stay
Cause you know we are made for each other
I'm made for you, made for each other
Like stars and the moon, made for each other
We'll see it through

(Siva)
Cause you know we are made, made, made, made
All of them are fake, fake, fake, fake
We just gotta break, break, break, break
You know we are made, made, made, made

(All)
Cause you know we are made for each other
Can't take that away, made for each other
Like sunshine and day, made for each other, I'm here to stay
Cause you know we are made for each other
I'm made for you, made for each other
Like stars and the moon, made for each other
We'll see it through (Cause you know we are made)


 Tak pożegnali się z fanami obiecując powrót. Powrót jako zespół lub jako artyści solowi. Ale najważniejsze,że wrócą, nie ważne jak, ważne,że będą robić to co kochają i ich fani będą szczęśliwi.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

INFO

Powrót na bloga Always Together!!! Już niedługo nowy rozdział. Ale nie martwcie się, to nie oznacza końca tego, spokojnie, rozdział 38 jest w przygotowaniu.
            


 Zapraszam :)
http://alwaystogetherdreamerw.blogspot.com/ 





Dreamer_W

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 37 "Czekaj, co?"

-Czekaj, co?- zdębiałam.
-To co słyszysz.
-Jak "to samo"?
-Pewnie zauważyłaś,że nie mieszkam z tatą.
-No tak.
-Bo... On pił. Zaczęło się gdy miałem 12 lat. Wcześniej był przykładnym ojcem, ale odkąd mama poszła do pracy, ten zrobił się agresywny. Ciągle powtarzał,że miejsce kobiety jest w domu. Mama chciała być niezależna, więc zaczęła pracę w podstawówce jako nauczycielka muzyki. Później to już wiesz, miałem tak samo jak ty. Pewnego dnia sąsiedzi zawiadomili policję, bo coś podejrzewali, a że moją mamę wszyscy bardzo lubili i szanowali to martwili się o nią. Zabrali go i nigdy więcej go nie widziałem. Wiedział tylko o tym mój "kumpel"- nakreslił nawias w powietrzu.- Rozpowiedział to całej szkole, nie miałem życia, wyzywali mnie.
-I mówili to co ty mi dzisiaj?
-Tak. Pierwszy raz spotkałem kogoś, kto przeżył to samo.... Dzisiaj mijają 3 lata odkąd go zabrali. Naprawdę chciałem mieć ojca, ale jak tylko to sobie przypomnę to wolę go nie mieć.
Może to dziwne, ale rozumiałam logikę jego wybuchu. Nienormalną i pokręconą, ale logikę.
Nathan patrzył na mnie niepewnie. Przytuliłam się do niego i rozpłakałam z nadmiaru emocji.
Sykes odetchnął z ulgą i schował twarz w moich włosach. On też płakał, ale nie tak jak ja. To był męski płacz. Odsunęłam się od niego i spojrzałam  w jego wypełnione łzami oczy.
-Nie powinnaś mnie widzieć w takim stanie.- powiedział
Ja go tylko pocałowałam.
-Nie wstydź się, nikomu nie powiem jeśli nie chcesz. Zaufaj mi tak jak ja tobie.
Staliśmy w milczeniu. Było mi bardzo, bardzo zimno, ale nie chciałam psuć tej chwili.
-Zimno ci?- czytał mi w myślach.
-Nnnie.- szczęka mi latała z zimna.
-Trzęsiesz się i masz sine usta.
-Nno mmoże ttroszeczkę.
-Chodź, złapiemy autobus i pojedziemy do domu.
-Okey.


Autobus zatrzymał się pod domem Sykesów. Weszliśmy do środka.
-Dzieci! Jesteście! Gdzie wy byliście, jest już 22:00!- od razu wpadła na nas pani Sykes tzn. Karen.
-A little trip mamo.- odpowiedział Nathan
-Gdzie byliście?- spytała Jess
-To tu to tam...
-Jesteście głodni?
-Mamo...-upomniał ją Nath
-A ja tak.- odpowiedziałam bez zastanowienia.
-O! A ty synu bierz przykład ze swojej dziewczyny.- złapała mnie pod ramię.- Ale ty zmarznięta! Jak lód. Gdzie cię ten mój syn zaprowadził? Przecież ty będziesz chora.- mówiła wiodąc do salonu.

Chwyciła bajkę o zwiedzaniu. :)

Usiadłam na kanapie, Karen poszła do kuchni,a Nathan przykrył mnie grubym kocem. Zniknał za drzwiami, w których po chwili pokazał się z tacą pierogów i kubkiem gorącej czekolady.
-Księżniczko.- podał mi talerz.
-Pierogi!!!- zaczęłam się cieszyć jak małe dziecko. Uwielbiałam to danie.- Skąd ty je wytrzasnąłeś w Anglii?
-Magic of mama.
-Hahaha.
-Zjadłam kolację,a Jess przyniosła mi ubrania na zmianę, bo moje były mokre od  śniegu.
-Przesyłka.- powiedziała podając
-Hahha, dzięki Jess.
-Veronica?
-Słucham.
-Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór?
-Yyym, nie. A co?
-Tak sobie pomyślałam,że mogłybyśmy pogadać, obejrzeć film, co ty na to?
-Jasne. To jutro o 19:00?
-Ok, a jeszcze jedna sprawa.
-Hmm?
-Wcale nie byliście na wycieczce tylko się pokłóciliście, prawda?

Skąd ona to wie?

-Też, ale potem Nathan pokazał mi parę miejsc.
-Ale już jest ok?
-Tak.
-To dobrze, bo szkoda by was było.- odeszła.
Ja przebrałam się  w moje legginsy i bluzkę z długim rękawem. Nadal mi było zimno.
Chwilę potem dołączył do mnie Nath ubrany  w szare dresy, bluzkę
 
oraz rozpinaną bluzę.
-Nath?
-Czego?
-Skąd wiesz,że czegoś chcę?
-Bo powiedziałaś Nath, zwykle mówisz Nathan.
-Hhahah.
-Bluza?- spytał
-Jak ty mnie dobrze znasz...
-Masz zmarzluchu, zaraz wracam.
Ubrałam się w czerwoną bluzę,a po chwili przyszedł Nath (hahah)  w niebieskiej.
Usiadł przy mnie, ja oparłam się o niego i przykryłam nas cieplutkim kocem.
-No, i tak ma być.- przytulił mnie do siebie.
-Nathan?
-Hmm?- miał zamknięte oczy i lekki uśmiech.
-Masz plany na dzisiejszy wieczór?
-Nie.
-A chciałbyś?
-Z tobą zawsze.
-Bo... mam taki szalony pomysł.
-Mhm...Mów dalej.
-Żeby dzisiaj spać u ciebie.
-Jeżeli tak bardzo chcesz, to mogę się zgodzić...
Szturchnęłam go.
-Hhahah, nie mogę się doczekać.- pocałował mnie w czubek głowy.



Ubrana w piżamkę leżałam już w pokoju Nathana.
-Nath?
-Co?
-Mówi się słucham.
-No co?
-Zimno.
-Znowu?
-To u ciebie tak piździ.
-Hahah.
-Co?
-Piździ haha, skąd ty to wzięłaś?
-A nie wiem.
-Chcesz bluzę.
-Nie.
-Koc?
-Nope.
-Herbatę?
-Nie.
-To co??
Rozłożyłam ramiona w geście przytulenia. Nathan ubrany jedynie w bokserki położył się koło mnie i przysunął do siebie.
Rozmawialiśmy.
-Jak wyobrażasz sobie swoje życie za 10 lat?- spytałam
-Hmmm.. Wyobrażam sobie,że The Wanted będzie nadal popularne, będę przyjaźnił się z chłopakami, będę żonaty i będę mieć syna i córkę w drodze.
-Trochę to teraz dziwnie brzmi,że będziesz mieć dzieci.
-Ale za 10 lat to co innego. Ale wiesz, jeżeli ja będę miał dzieci to ty też.
-Ha! Skąd wiesz?
-Bo to będą nasze dzieci.
Zrobiło mi się tak ciepło...
-Oooo
-Co ty myślałaś,że sobie kiedyś wyjdziesz i pójdziesz?
-Hahha, nie. Tak na serio to wolę żyć chwilą, z tobą, bo boję się.
-Że ty sobie pójdziesz i zostanę serio sama.
-Kretynko.-mocniej mnie przytulił.- To się nigdy nie stanie.
-Hmm...
-Nadal ci jest zimno?
-Troszkę.
-Mam pomysł jak na to zaradzić.
Położył mnie pod sobą, gładził dłonią moją twarz i szyję.
-Kocham cię kretynko.
-Ja ciebie też.- uśmiechnęłam się.
Zaczął całować moją szyję, czyli miejsce najbardziej delikatne na moim ciele.
Ja muskałam moimi zimnymi dłońmi jego szyję i tors co przyprawiało go o dreszcze.
Podciągnął moją koszulę nocną tak aby odsłaniała brzuch.
Jego dotyk i czułość z jaką wykonywał każdą czynność sprawiały,że chciałam tego jeszcze bardziej. Całował każdy centymetr mojego ciała, a ja błądziłam rękami w jego włosach mierzwiąc idealną fryzurę.
-Już ci ciepło?
-Mhm.
-To dobranoc.- położył się koło mnie.
-Cham.
Usiadłam na nim okrakiem i pocałowałam lekko jego usta. Sykes zdjął moją bluzkę. Już ciepłymi dłońmi dotykałam jego torsu i miejsca tuż nad bokserkami. Po chwili obydwoje byliśmy nadzy.



PERSPEKTYWA NATHANA

Obudziłem się o 6:40. Uznałem,że to za wcześnie więc przyciągnąłem Veronicę do siebie i znowu uderzyłem w kimono.


Tak bardzo ją kochałem.  Gdy tylko na nią spojrzałem czułem chęć opieki nad nią. Chciałem ją chronić i ochronić przed wszystkim co złe. Chciałem sprawiać jej radość i widzzieć jej piękny uśmiech. Gdy tylko ją widziałem coś się we mnie budziło i nie mogłem oderwać od niej wzroku. Tssaa... Typowe myślenie faceta.
No nie ukrywajmy, niezła jest...


Już na serio obudziłem się o 9:47. Zobaczyłem moją dziewczynę śpiącą na moim ramieniu. Była naga. Aż przypomniała mi się ostatnia noc. Po chwili otworzyła oczy i spojrzała na mnie.
-Cześć  piękna.
-Dzień dobry przystojniaku.
-Jak się spało?- spytałem
-Dobrze.
-Już wiesz do kogo się zgłosić gdy jest ci zimno?
-Aha.- potwierdziła kreśląc różne wzorki na moim torsie.- Nathan?
-Hmm?
-Masz na dzisiaj jakieś plany?
-Dzisiaj jest środa, więc wracamy do Londynu.
-Co? Już?
-No, przez tą kłótnię minął nam cały, zmarnowany dzień.
-Rzeczywiście. Ale na szczęście się pogodziliśmy.
-To najważniejsze.
-O kurwa!- zaklęła
-Co jest?
-Umówiłam się z Jess na babski wieczór dzisiaj, bo zapomniałam,że jest dzisiaj już środa.
-Spokojnie, nie zabije się przecież... Ale jeśli bardzo chcesz możemy zostać i wrócić jutrzejszym pierwszym pociągiem do Londynu.
-O której?
-Chyba o 6:10.
-Ale mieliśmy zrobić wspólne święta.
-To zrobimy je jutro ok?
-Ok...
-Ale, mam coś dla ciebie.
-Dla mnie? Co to jest?
-Wesołych świąt.- podałem jej torbę z prezentem.
Wyciągnęła z torebki małe i duże pudełko.
-Aż tyle?- nie przestawała się uśmiechać
-Każdy dostaje tyle na ile zasługuje.
W dużym była sukienka:
     
-Ale śliczna!!- krzyknęła radośnie
-Podoba się?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Już niedługo będziesz miała okazję ją założyć.
-Czyżby?
-Nowy rok.
-Aaaaa...
Z uśmiechem otworzyła małe pudełko,a tam było nasze selfie z mojego telefonu, które zrobiliśmy w Gloucester. Wywołane i oprawione w srebrną ramkę.
-Ojej- przytuliła mnie. -To takie słodkie...
-Pomyślałem,że fajnie by było gdybyś o mnie pomyślała, gdy na to spojrzysz.
-Oczywiście kochanie.
-Ogólnie może być co nie?
-Gaci nie urywa hahah
-hahaha
-Ale na serio. Dziękuję.
-Nie ma za co kicia.
-Hahhaah
-Co?
-Nie wiem.
-Aha, to jest bardzo normalne.
-To co zostajemy?
-Jak chcesz.
-No obiecałam jej...
-A więc, mogę cię udostępnić na jedną noc.
-Debil.- rzuciła we mnie poduszką.


Hello everybody!!!!! #TomTuesday and Urodzinki Tomcia. !!!!!!!!!!!!!!!!!!! :D Kto składał mu życzenia na twitterze?  Ja to zrobiłam. Heheheh ( ja się wcale nie chwalę...)
Podoba wam się rozdział? Do nexta. :*************

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 36 "Kicia"

-Co się stało?- przestraszyłam się
-Ty byłaś pierwsza, mów.
-Okey, a więc.
-Poczekaj.- usiadł koło mnie i objął ramieniem.- Mów.
-Chodzi o Jay'a i jego rodzinę.
-Waszą.- poprawił mnie
-Tak,tak wiem. Chodzi o to,że byłam tam ale nie byłam, rozumiesz?
-Nie.- przyznał od razu
-No nie potrafię być przy nich sobą. Traktują mnie jak rodzinę, ale... ja nie potrafię ich tak traktować. Czuję się jakbym była tam nie potrzebna, jak ktoś kto się wtrąca w sprawy rodzinne.
-Kicia...
-Nie mów tak na mnie.
-Czemu? Pasuje do ciebie.
-Nathan!
-Co?
-Ja ci tutaj mówię o swoich problemach,a ty mi tutaj wyskakujesz z kicia!
-To ty masz z tym problem!
-Nie podnoś na mnie głosu!
-A ty możesz?
-Nathan!
-Veronica!
-Nie wiem po co ci o tym wszystkim opowiadam!
-Ty odkąd się pojawiłaś masz same problemy!
-Może miałam powód! Znasz moją przeszłość!
-Tak, znam. Ale nie wiedziałem,że jak tylko przyjedziesz będziesz przynosić same problemy!
-Tak?! A niby jakie?!
-Hmm. Przez ciebie zespół by się rozpadł! Wiesz co, to że jesteś dzieckiem z patologii, to nie znaczy,że wszystkie problemy dotyczą ciebie i nie musisz się na mnie wyżywać ani wszystkiego tym tłumaczyć!!  Nie moja wina,że twoi rodzice to pijacy i ćpuny, ani to że byłaś bita. Mama się zdziwi jakich to ma nowych członków rodziny!-krzyczał
-Nie masz prawa tak o mnie mówić!- cała drżałam, zaciskałam pięści. Rozpłakałam się.
Nathan spojrzał na mnie.
-Nie.... Proszę nie. Ja tak nie myślę.
-Właśnie pokazałeś co o mnie myślisz.-szepnęłam
Chwyciłam kurtkę i wybiegłam z domu.


Szłam szybkim krokiem przed siebie. Nie znałam tego miasta więc nie wiedziałam gdzie idę. Była godzina 12:00. Mróz mocno trzymał, śnieg zaczął prószyć. Chodziłam bez celu przez 2 godziny płacząc. W końcu uspokoiłam się i zorientowałam się że jestem w parku. Nikogo prawie nie było. Gloucester w tej części miasta nie jest zbyt obleganym. Na termometrze miejskim temperatura wskazywała -9 stopni Celsjusza. Jak na Anglię to zima stulecia. W kieszeni miałam  portfel więc poszłam do pobliskiej kawiarni. Zamówiłam sobie dużą kawę z mlekiem. Siedziałam tam do 15:00  przeglądając Internet. Przez ten czas Nathan dzwonił do mnie 53 razy. Ani razu nie odebrałam. Wysłał mi też 33 smsy. Nie odpowiedziałam. Pokazał co o mnie myśli. Jestem dla niego dzieckiem z patologii, które ma ojca ćpuna, matkę alkoholiczkę i ma wieczne problemy których jeszcze przysparza innym. Nie czułam złości ani gniewu. Byłam smutna, zawiedziona, nienawidziłam go. Mój własny chłopak tak o mnie myśli. Cała ta sytuacja doprowadzała mnie do stanu depresyjnego. Chciałam stąd uciec, wrócić do Londynu, do Kelsey i Toma. Mogłam z nimi pogadać a oni stanęli by za mną murem. Patrzyłam na pary zakochanych i szczęśliwych. Zastanawiałam się nad zerwaniem. To nie jest miłość gdy jedna osoba myśli o drugiej takie rzeczy.
Znowu chodziłam bez celu. Na dworze zapanował mrok. Zrobiło mi się zimno. I to bardzo. Mój telefon znowu zadzwonił, a był to Nathan. Wrzuciłam telefon do kieszeni. Czułam żal do niego. Kochałam go i chciałam z nim być. Myślałam że on też mnie kocha.
PERSPEKTYWA NATHANA
Kurwa. Co we mnie wstąpiło?! Jak ja mogłem jej coś takiego powiedzieć? To prawda. Byłem zdenerwowany od rana do tego Scooter napisał że już nigdy więcej nie będziemy współpracować. Nagle wszystko się wali. Tom jest chory i to poważnie na płuca, ale to pewnie od jarania... Max ma focha na mnie i ogólnie widziałem jak znowu patrzył na Veronicę. Koleś mnie totalnie wkurza.  Siva dostał kontrakt w Mediolanie jako model. Wyjechał wczoraj a kontrakt jest na rok. Kelsey siedzi w szpitalu przy Tomie. Nareesha już dawno jest w Nowym Yorku. Do tego nie wystąpimy jutro na Jinglle Bell  Ball, bo bez menadżera nie możemy. Dlaczego? No bo nie, wyjebane.                   I co najgorsze zraniłem Veronicę, moją Veronicę. Do tego nie wiem gdzie jest. Ona nie zna Gloucester. Nie wie że są tutaj takie ulice których nie radziłbym zwiedzać. Roi się tam od dilerów, mafii, pijaków bezdomnych, dziwek i tych którzy naganiają do pracy w agencji towarzyskiej. Nieciekawe typy. Błagam.... Żeby ona tam nie poszła..... Boję się o nią. Cholernie się boję. Mam żal do siebie że jej to powiedziałem. Szedłem szybko. Mijałem kolejne odcinki miasta i nic. Aż tu nagle... Veronica jeezu. Nic jej nie było. Podbiegłem do niej.
-Veronica? Wiesz ile cię szukam ? Przepraszam...
-Ej koleś... Nie wiem kim jest Veronica ale ja ją napew.... O boże to ty Nathan Sykes!!!! Kocham cię!!!- wykrzyczała
No zajebiście, psychofanka.
Ale dla sprostowania! Uwielbiam fanki i fanów. Lubię się z nimi spotykać. Ale nie teraz. Kurwa nie teraz!!
-Aha... Fajnie... Muszę już lecieć. - powiedziałem
-Co? Nie!!! Dasz mi autograf?
-Jasne, tylko szybko. 
Spodziewałem się że będzie szukać godzinę jakiejś kartki w torebce. Ale myliłem się. Ona uwydatniła swój biust i podała mi marker.
-Co?
-No podpiszesz?
Podpisałem się jej na ręce którą trzymała bluzkę.
-Ejj!
-Narazie!!!
Pobiegłem dalej. Zatrzymałem się na rynku. Straciłem wiarę że kiedyś ją znajdę. Było ciemno i zimno. Veronica jest zmarzluchem więc boję się o nią. Chciałem ją przytulić, oddać kurtkę, pocałować... Cokolwiek! Usiadłem  na ławce i schowałem twarz w dłonie. Myślałem o tym że gdzieś tam ona jest. Sama, zmarznięta i smutna, może i nawet płacząca. I to wszystko przeze mnie.

PERSPEKTYWA VERONICI
Skręciłam w prawo. Było tam sporo dziwnych ludzi. Szczerze mówiąc to trochę   się bałam. Co ja gadam! Serio się bałam. Jacyś goście lustrowali mnie wzrokiem z góry na dół posyłając sobie znaczące spojrzenia. Wąska uliczka nie pomogła. Czułam się skrępowana i bałam się że mi coś zrobią. Przyspieszyłam kroku a dołączył do mnie jakiś gościu z fajką.
-A czemu taka dziewczyna chodzi sama?-spytał sepleniąc
Nic nie odpowiedziałam
-Ładna jesteś. Co powiesz na to żebym ci pokazał gdzie mieszkam?
-Spieszę się.
-Aaaaa taaam...
Zaczęłam biec. On też. Przeraziłam się. Jak na pijanego szybko biegł. Serce mi waliło ze strachu. Śnieg prószył mi w oczy. Po chwili nic nie widziałam tylko biegłam przed siebie. Nagle gdy czułam jego oddech na ramieniu wpadłam na kogoś.
-Chodź tutaj- powiedział i pociągnął mnie za rękę do parku.
Po chwili ten który mnie gonił ustąpił a ja odetchnęłam z ulgą.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Nathana. To on był tym gościem na którego wpadłam.
-Nic ci nie jest?- spytał
-Nie.
-Veronica...
-Co? Znowu miałam problem? Znowu ci ich przysporzyłam?
-Przecież wiesz że nie o to chodzi..
-A o co?
-Chodź, pogadamy w domu. Zimno ci napewno.
-Nie. Nigdzie z tobą nie idę.
-A więc pogadamy tutaj.-Veronica. Posłuchaj. To co dzisiaj ci powiedziałem to...
-Że jestem z patologii itd...
-To nie miało tak brzmieć. Ja... Ja byłem zdenerwowany przez  Scootera który zerwał z nami kontrakt, chorobę Toma, bulwers Maxa, wyjazd Sivy i odwołany koncert Jingle Bell Ball. Ja poprostu wybuchłem. To wszystko mnie przerasta. Ale te wszystkie kłopoty razem wzięte nie są tak bolesne jak myśl że ty się gdzieś tam tułasz w mrozie po nieznanym mieście... Smutna, nienawidząca mnie i płacząca. I to przeze mnie... Przepraszam Veru... Przepraszam z całego serca. Kocham cię.
-I co? Myślisz że zapomnę o tym co powiedziałeś? Że ci uwierzę? A co jeśli nadal tak myślisz?
-Na początku tak myślałem, to fakt. Ale teraz żałuję tego, bo znam cię i wiem jaką osobą jesteś. Ja ci wielu rzeczy nie mówiłem, a ty? Zaufałaś mi i mówiłaś o wszystkim. Jestem ci za to wdzięczny.
-Dobra, skoro tak myślałeś na początku to dlaczego mi to powiedziałeś dzisiaj?
-Bo byłem zdenerwowany i coś we mnie pękło. Przypomniało mi się to i... Ja musiałem. Chciałem żeby ktoś w końcu poczuł się podobnie. Bo ja przeżyłem to samo..........

Nie w temacie

Hej wam. Dzisiaj mam do was pytanie. Chodzi mi o drugiego bloga Always Together. Mam go kontynuować czy jak skończę to opowiadanie to na spokojnie wczuć się w tamtą nową historię? Wiecie żebym się nie myliła z imionami albo wydarzeniami.


Druga sprawa. Dziękuję wam bardzo za niesamowicie motywujące komentarze i wielką ilość osób, które odwiedziły bloga. Rozwalacie system. :) Niestety nie wiem kto tak fajnie i regularnie komentuje, chciałabym żeby podziękować z imienia bo tej osobie chyba że jest was kilka... To dziękuję ci. Tak tobie. Jeżeli zostawiłaś komentarz pod którymś postem z lipca.
Hehe fajnie się tak obudzić rano i spojrzeć na telefon a tam takie miłe słowa... Miałam tak dzisiaj więc postanowiłam napisać tego posta.
Już dzisiaj pojawi się next.

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 35 "Mamy problem"

Pani Sykes yyyy... To znaczy Karen. No nie mogę się przyzwyczaić do tego,że mam mówić do mamy mojego chłopaka po imieniu. Będę się mylić za każdym razem, zobaczycie!
Więc, Karen przyniosła na stół mnóstwo talerzy i  talerzyków. Po kilku minutach mebel uginał się pod ciężarem ogromu jedzenia. Szczerze mówiąc to nie byłam głodna,ale ten wybór i zapach.. Usiedliśmy do stołu. Zaczęła się rozmowa kwalifikacyjna.
-A ty Veronica skąd jesteś?- spytała pani.... no to znaczy Karen. Jeeeezuu.
-Z Polski, dokładniej z Wrocławia.-odpowiedziałam
-Ou, no właśnie słyszałam,że masz inny, ciekawy akcent. A twoi rodzice? Mieszkają z tobą czy zostali w Polsce? Będę mogła ich poznać?
Po tym pytaniu spuściłam wzrok na blat i dzióbałam widelcem w jedzeniu. Nathan złapał mnie za rękę i spojrzał wymownie na swoją mamę. Ona chyba załapała,że to niewłaściwe pytanie i zmieniła temat.
Tak pogadaliśmy do 23:00, gdy Jess prawie zasnęła na stole, a Karen (o!) poszła już dawno do siebie.  Wyszło na to,że zostaliśmy sami. A nie, przepraszam! Jeszcze wielka sterta naczyń do pozmywania w kuchni.
-To co?-Nathan spytał z nosem przy mojej szyi,a mnie przyszedł przyjemny dreszcz.
-Hmmm?
-To gdzie śpisz?
-Nikt mnie nie poinformował, więc pewnie Jay po mnie przyjedzie.
-Ha! Śmieszna jesteś. Zostajesz u mnie, to znaczy u nas.
-Tssaaa... Ale najpierw trzeba to posprzątać.-wskazałam na pełny zlew.
-No to do roboty! Z darmo tutaj śpisz?- zaśmiał się i klepnął mnie w pośladek.
-Debil.-rzuciłam w niego ścierką, która zawisła na jego głowie.


Po godzinie wszystko było posprzątane. Cały dół domu lśnił. W końcu udaliśmy się na górę do pokoju Nathana.
-Jeszcze nie jest późno...-marudził
-Noi?
-Nie chce mi się spać...
-Mi też nie.
-To co robimy?-spytał
Wahałam się czy powiedzieć mu o tym co czułam w Nottingham. Chciałam,ale wcześniej, teraz nie byłam pewna.
-Nathan?
-Tak?
-A już nic..
-......Gdzie są moje rzeczy?- spaliłam wiem.
-W pokoju obok,żeby mama nie gadała.
-Aha... Ja już idę spać, dobranoc.
-Ale mówiłaś,że nie jesteś śpiąca.
-No ale muszę się jeszcze wykąpać i umyć włosy. Dobranoc.
-Okey, dobranoc. Jakby co to wiesz gdzie jestem.
Wyszłam z jego pokoju,ale po chwili wróciłam, bo jakże błyskotliwy Jay nie spakował mi piżamki.
-Nath?
-Co?
-Nie mam w czym spać.
Jego diabelskie spojrzenie.
-Po co w ogóle Ci to mówię...
-Pożyczę ci coś, bo śpisz w innym pokoju.
Podszedł do szafy i wyciągnął swoją koszulkę:
 
-Jeeezuu, kocham tą koszulkę.
-Wiem.- powiedział

Położyłam się, ale myślałam o tym dlaczego nie potrafiłam mu powiedzieć o tym wszystkim. Biłam się z myślami przez prawie 2 godziny. W końcu postanowiłam pójść do pokoju Sykes'a. To były jego słowa "Jakby co to wiesz gdzie jestem". Wślizgnęłam się do środka i szturchnęłam chłopaka. Szkoda mi było go jednak budzić, więc udałam się do wyjścia. Wtedy usłyszałam to:
-Veronica?- spytał zaspanym głosem
-Nic, już śpij.
-Co?
-Nie mogę spać.
-Oj, chodź, dziecko.-przygarnął mnie do siebie i przytulił.
Leżąc na jego klatce piersiowej słyszałam spokojne bicie serca i wyrównany oddech.
-Nathan?-spytałam
-Hmm?
-Możemy pogadać?
-Kicia nie teraz... Jest środek nocy. porozmawiamy jutro. Śpij sobie.
Mimo woli zasnęłam i to dosyć szybko.

Rano obudziłam się,a w pokoju panował dziwny mróz. Jeszcze wczoraj panowało tutaj przyjemne ciepełko. Rozejrzałam się wokół siebie i zobaczyłam Nathana niosącego tacę ze śniadaniem i kubkiem z parującą kawą.
-Czemu tutaj tak piździ?-spytałam okrywając się kołdrą.
-Hahah co? Ogrzewanie wysiadło na całej ulicy.
-Ooooo... To dla mnie?
-Yyyy nie, twoje jest w kuchni, myślałem,że śpisz.
-Aha, ok.
-Nie no żartuję, to dla ciebie.
Podał mi tacę z jedzeniem.
-Kochany jesteś.-cmoknęłam go w policzek.
-Jak się spało?-spytał
-Średnio. Nie mogłam zasnąć do trzeciej. -odpowiedziałam z buzią pełną rogalika z dżemem.
-Serio? Czemu?
-Myślałam.
-O czym?
-O tym o czym chciałam z tobą wczoraj porozmawiać.
-Czyli?
-Nie ważne już.
-Ej, kicia. No mi nie powiesz?
-Ty nie chciałeś ze mną rozmawiać wczoraj, to ja nie chcę dzisiaj.
-Jak chciałaś gadać o drugiej w nocy... Zresztą dzisiaj mamy cały dzień na rozmowę, mama pojechała do babci, a Jess jest u koleżanki. Powiedziały,że będą o 19:00.

Wstałam i ubrana w to:
   
zeszłam na dół. Nathan gapił się w telefon.
-Musimy pogadać. Mamy problem i to nie jeden.-powiedział poważnie.







DZISIAJ TROCHĘ KRÓCEJ, ALE MAM NADZIEJĘ,ŻE NADAL OKEY, ALE JAK DLA MNIE TEN ROZDZIAŁ JEST NUDNY I O NICZYM .